środa, 16 marca 2016

14. Wasn't Expecting That...




– Cześć! – przywitał się ze mną Louis, gdy weszłam do nowoczesnej restauracji. Wystrój był bardzo prosty, a szare ściany i wykończenie wcale nie ocieplały lokalu. Mimo wszystko restauracja bardzo mi się spodobała i tłumy, które spożywały właśnie posiłek musiały wychodzić z takiego samego założenia.
– Harry dzwonił do mnie, że zmienił rezerwację na dwie osoby, ponieważ nie dotrze – poinformował mnie chłopak. Automatycznie uniosłam jedną brew.
Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Wyglądał uroczo i nie mogłam nie odpowiedzieć tym samym.
– Próbuje nas ze sobą swatać – przyznał Lou, gdy zajęliśmy miejsca przy stole.
– Właśnie widzę – odpowiedziałam z cichym westchnieniem.
– Martwi cię to? – dopytywał nachylając się nad stołem.
– Nie. – Uśmiechnęłam się, żeby wzmocnić moje stwierdzenie.
– Bawi?
Skinęłam lekko głową.
– Mnie też. – W jego oczach dostrzegłam błysk. Mówił prawdę. Był totalnie uroczy i zdążyłam zauważyć, że ma w stosunku do Harry’ego i jego wymysłów dokładnie takie same podejście.
Harry był niesamowitym chłopakiem, ale strasznie niestałym i roztrzepanym. Potwierdzały to jego wszystkie chwilowe pasje, na które się rzucał, decyzje które podejmował i potrzebował w swoim życiu takich osób jak Louis, Louise, Gemma, Anne, Nick i miałam nadzieję, że powoli wkraczałam w ich grono, żeby go pilnować, stopować jego gwałtowność i w razie potrzeby oblać kubłem zimnej wody.

– Czy mogę przyjąć zamówienie? – spytała kelnerka podchodząc do naszego stolika. Na moje oko była przed trzydziestką i bardzo spodobała się Lou. Zapewne była to kwestia jej długich brązowych włosów, które mimo fal i skrętów sięgały jej pasa, wielkich błękitnych oczu oraz idealnego ciała. Mi też się spodobała. Nie mogłam go winić. To był kolejny dowód na to, że Harry się myli. Twierdził, że jesteśmy z Louisem do siebie bardzo podobni. Problem polegał na tym, że byliśmy w zasadzie tacy sami – choć nie znałam go zbyt długo – i nie wytrzymalibyśmy ze sobą sam na sam zbyt długo.
– Poproszę steka z ciemnym sosie z warzywami na parze – poprosiłam, nie słuchając co wcześniej mówił do niej chłopak.
– Jak mocno wysmażony?
– Krwisty poproszę.
– Coś do picia?
– Może lampkę czerwonego domowego wina i wodę gazowaną.
– To może w takim razie weźmiemy dużą butelkę wody dla nas dwoje.
Kelnerka skinęła głową i odeszła.
– Widziałaś? – spytał konspiracyjnym szeptem.
– No jasne! I jeszcze ten tyłek – podjęłam temat.
– Lubisz dziewczyny?
Wzruszyłam ramionami, a chwilę później kopnęłam go pod stołem, ponieważ widziałam, gdzie pobiegły jego myśli.

Lou pomógł nałożyć mi ramoneskę na koszulę z maskami, która w ostatnich dniach była moją ulubioną.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz wręczyłam mu małą karteczkę.
– Co to? – spytał.
– Numer telefonu do kelnerki.
– Skąd go masz?! – Zaskoczyłam go i sprawiło mi to przyjemność.
– Jak poszedłeś do toalety to poprosiłam.
– Więc to twój numer.
– Poprosiłam w twoim imieniu – wyjaśniłam.
– Co?! Nie! Naprawdę? Najgorzej… - załamał się.
– Powiedziałam jej, że bardzo ci się spodobała i czy da mi swój numer, chociaż nie mam pewności, że zadzwonisz bo poczujesz się urażony, że to zrobiłam.
– Serio?! Powiedziałaś jej tak?!
– Nie, ale taki miało wydźwięk. Spokojnie. Jutro jak od ciebie wrócę masz do niej od razu zadzwonić.
– Jesteś straszna!
– Do usług!

Lou właśnie przywiózł z kierowcą Freddie’ego do domu. Louise uwielbiała go prawie tak bardzo jak ja i zostawała z nim przy każdej możliwej okazji.
Najpierw pomogłam mu małego wykąpać, a potem ułożyć do snu, co w moim przypadku polegało na przeglądaniu jego książeczek z bajkami.
Louis przy Freddie’em był zupełnie innym człowiekiem. Zamieniał się w odpowiedzialnego, rozważnego i ułożonego tatę, który zrobiłby wszystko, żeby zapewnić mu wszystko czego potrzebuje.
Biła od niego duma. Kochał małego najbardziej na świecie.
Z trudem oderwał od niego wzrok i spojrzał na mnie dając mi znać, że możemy iść na dół.
Zeszliśmy ozdobną klatką schodową utrzymaną w starym stylu na parter i udaliśmy się do kuchni.
Lou postawił wodę na herbatę i siedliśmy na kanapie.
– Jak długo podoba ci się Harry? – spytał podając mi kubek.
– O czym mówisz?!
– Za każdym razem próbujesz się bronić. Przy mnie nie musisz możesz mi o wszystkim powiedzieć.
– Wątpię.
– Dał ci głupią umowę do podpisania i myśli, że wszystko jest dobrze. Spokojnie. Myślę, że w tym przypadku – pokazał na nas – to nie funkcjonuje. Znamy się we trójkę.
Musiałam zrobić bardzo głupią minę. Bo pokiwał z przekonaniem głową.
– Dlaczego wszyscy chcą ze mną rozmawiać o Harrym?! To bardzo męczące!
– Może coś jest na rzeczy.
– Nic nie ma. Lou. Naprawdę. Mówiłeś mi, że mam się nie zakochiwać i tak dalej, ale po co każdy mi prawi kazania. Zrozumiałam.
– Zależy ci na nim.
– Na tobie też. Na Louise, Alexie, Nicku. Proszę zmieńmy temat…
Nic nie powiedział, ale wiedziałam, że odpuścił.

*

Usłyszałem płacz. Podniosłem się do siadu. Obok mnie leżała Ellie. Freddie nie mógł dzisiaj spać. Budził się już trzeci raz. Było to spowodowane zmianą stref czasowych i dobrze zdawałem sobie z tego sprawę. Zawsze męczył się przez pierwsze dwa dni po przylocie do mnie lub Bri.
– Śpij, mogę po niego pójść – usłyszałem. Spojrzałem na Elle.
– Przyniesiesz go? – niedowierzałem.
– Tak. O ile uważasz, że może tu spać. Jak chcesz mogę gdzieś się przenieść.
– Nie. Oczywiście, że może z nami spać. Miałbym dług wdzięczności, gdybyś po niego poszła.
W ciemności dostrzegłem jej uśmiech, gdy wstawała z łóżka.
Spała ze mną, ponieważ zasnęliśmy ze zmęczenia na kanapie. Wtedy Freddie obudził nas po raz pierwszy. Gdy udało mi się go ułożyć do snu nie miałem już siły ścielić jej w innej sypialni.
Trzymała między nami dystans, ponieważ sam nie ufałbym sobie w takiej sytuacji, gdy byliśmy pijani, a przeważnie, gdy u mnie spała tak właśnie było. Dzisiejsza noc była wyjątkiem. Wypiliśmy po lampce wina i zaprosiłem ją do siebie.
Płacz Freddie’ego ucichł i chwilę później przyszła z nim na rękach. Pasowało jej to. Doceniałem również to jak traktuje małego.
Była młoda, ale uwielbiała go ze wzajemnością. Kochała ją również Lux i Sid – syn Sam Teasdale. Miała starą duszę i lubiła dzieci.
Położyła Freda na moim ramieniu i położyła się dość blisko nas.
– Dziękuję – odpowiedziałem, odgarniając jej włosy za ucho. Spojrzała mi prosto w oczy. Może Harry miał jednak tym razem rację? Może była właśnie tą stabilizacją, której potrzebowałem. Uśmiechnęła się i zamknęła oczy zasypiając.

*

Gdy się obudziłam Freddie jeszcze spał. Spojrzałam na zegarek. Było po dziewiątej. To był jakiś cud.
Postanowiłam więc iść do kuchni i przygotować posiłek dla wszystkich.
W lodówce znalazłam tylko jajka, więc żeby pozostać na minimalistycznym i przewidywalnym poziomie zrobiłam jajecznicę i tosty.
Przygotowałam też mleko dla Freddie’ego.
Gdy Lou wszedł z nim na rękach do kuchni od razu mogłam podać mu butelkę.
Gdy go wykarmił siadł ze mną do śniadania.
– Lubisz dzieci – powiedział.
– Wielu ludzi kocha dzieci – odpowiedziałam błyskotliwie.
– W sensie, naprawdę. To niezwykłe.
– Może dlatego, że zawsze chciałam mieć dość dużą rodzinę, a przez pewien czas nie  wiadomo było, czy będę mogła je mieć – przyznałam.
–  Co masz na myśli?
– Byłam chora.
– Jak bardzo chora.
– Miałam raka, ale już wszystko okej.
– Jesteś pewna?
– Tak regularnie się badam. Czasem biorę leki, ale wszystko jest w normie.
– Raka czego?
– Lou…
– Możesz mi powiedzieć, wiesz że nikomu nie powiem i nie wykorzystam tego przeciwko tobie.
– Jajnika. Przeszłam chemię i operację. Potem naświetlanie. Na szczęście został wystarczająco szybko zdiagnozowany, usunięty, nie pojawiły się żadne przerzuty.
– Kiedy to się działo?
– Kilka lat temu.
– Przechodząc chemię w takim wieku chyba musiało ci być bardzo ciężko. Chodziłaś normalnie do szkoły?
– Miałam krótką przerwę i uczyłam się w szpitalu, ale dostałam cudowną perukę, jak miałam gorsze dni udawałam, że jestem jak czarodziejki z księżyca – zaśmiałam się.
– To znaczy jaką?
– Długie białe włosy. Prawie jak czarodziejka z księżyca. Wszyscy mi ich zazdrościli. Może próżne, ale wtedy nie czułam się wybrakowana.
– Masz ją jeszcze?
– Oczywiście. Jest częścią mnie. Pewnie dlatego też mam białe włosy.
– To nie moda?
– Mam takie od kiedy tylko odrosły. Poza tym raczej nikomu o tym nie mówiłam, więc gdy przestałam ją nosić miałam włosy do brody. Wszyscy pytali dlaczego je obcięłam.
– Nikt nie zdawał sobie sprawy z twojej choroby?
– Nigdy nie byłam zbyt wylewna. Miałam kilka bliższych osób i rodzinę.
– Czemu?! Jesteś tak uroczą osobą, że wszyscy musieli cię lubić.
– Miałam duży kompleks na punkcie wagi, gdy schudłam, nagle pojawili się nowi najlepsi przyjaciele i wtedy też poznałam wartość ludzi, którzy są z tobą zawsze, niezależnie od tego co się dzieje. Nie potrzebuję nikogo, kto zadaje się ze mną ze względu na wygląd, czy znajomości i dlatego też jestem bardzo ostrożna w kontaktach z wami – przyznałam.
– Musi cię boleć, gdy piszą, że wykorzystałaś Louise.
– Nie wykorzystałam jej. Uwielbiam ją i pewnie jakby się podsumowało to spędzam z nią jedną trzecią swojego całego wolnego czasu.
– Dwie trzecie to Harry? – zaśmiał się. Szturchnęłam jego ramię.
– Druga jedna trzecia to współlokatorzy, a trzecią jedną trzecią dzielę ostatnio na ciebie, Harry’ego i resztę zgrai.
– A Alexa?
– Jej poświęcam mój niewolny czas – zażartowałam.
– No tak. On wie, że chorowałaś?
Pokręciłam głową.
– Dlaczego?
– Nie jest to coś z czym strzelam do każdej osoby jak z karabinu.
– Powinnaś mu powiedzieć. Gdybym był na jego miejscu wolałbym wiedzieć.
– Nie zarażę go tym – uniosłam brew.
– Przecież nie o to mi chodzi. Martwi się o ciebie i zależy mu. Poza mną nikt nie wie?
– Moi współlokatorzy z grubsza i Lou.
– Lou?!
– Do niej w sumie strzeliłam z karabinu. Byłam pijana. Jest tu dla mnie trochę jak mama.
– Tak, to prawda ona taka jest. A Nick twoim tatą?
– Niewykluczone.
– Uwielbiam cię.
– Ze wzajemnością.
– Założysz kiedyś perukę jak będziemy gdzieś szli?
– Chcesz mnie ukryć, żeby nikt nie zarzucił ci, że kradniesz dziewczynę Harry’ego?
– Zawsze kręciły mnie Czarodziejki z Księżyca.

*

Wczorajszy dzień był dość ciężki. Praca, musiałam dużo rzeczy załatwić na mieście i z utęsknieniem czekałam na wieczór, który spędziłam w cudownym towarzystwie na kolacji.

Przesyłam wam zdjęcie!

 

Zanim zdążyłam wyłączyć bloga pojawił się pierwszy komentarz.

 

@marystyles: Czyżby kolacja z Harrym?”

 

Od razu odpowiedziałam:

@elliexxx: @marystyes nie było go nawet w pobliżu.”



***

Mam nadzieję, że rozdział się podobał, choć moim zdaniem ma zbyt dużo dialogów ;)
Niestety kolejny rozdział ukaże się dopiero 30 marca.
Bardzo was też za to przepraszam, ale niestety ostatnio miałam dużo pracy na uczelni i doszłam do momentu, w którym piszę na bieżąco i muszę w kolejnym tygodniu skupić się na pisaniu pracy licencjackiej, żeby oddać pierwszy rozdział mojemu promotorowi i mogę nie mieć wystarczająco czasu, żeby napisać kolejny rozdział. Wolę dać sobie zapas, niż nie wywiązać się z "obietnicy", ewentualnie będzie drobny bonus chwilę wcześniej ;)

Pozdrawiam was wszystkich :*

1 komentarz:

  1. Jak dla mnie rozdział genialny, a tego czegoś dodały dialogi, przez to poznaliśmy trochę historii jak i myśli Ellie jak i Louisa, co oboje sądzą o sobie nawzajem oraz o tym co dzieje się wokoło nich, a nawet o tym co myślą o Harrym i o tym co robią. To naprawdę straszne, że mimo tak młodego wieku Ellie przeszła tak wiele musiała się wykazać ogromną determinacją jak i odwagą, aby stanąć oko w oko z chorobą. Muszę sama przyznać, że sama uwielbiam Czarodziejki z księżyca więc sama chętnie bym ją zobaczyła w peruce. Troszkę mnie śmieszyło to, że Harry tak jakby umówił ich na randkę, chociaż nwm czy coś pomiędzy nimi mogłoby się wydarzyć jeśli już coś to tylko ze względu na młodego, bo Ellie jak widać może nie świadomie potrzebuje dziecka lub nawet chce, a Lou potrzebuje kobiety, która pokochałaby jego jak i jego synka. No cóż czekam na następny rozdział kochana :**
    PS. Życzę, aby dobrze poszło pisanie pracy licencjackiej, trzymam kciuki!!
    Do następnego xx

    OdpowiedzUsuń