– Cześć! – przywitał się ze mną
Louis, gdy weszłam do nowoczesnej
restauracji. Wystrój był bardzo prosty, a szare ściany i wykończenie wcale nie
ocieplały lokalu. Mimo wszystko restauracja bardzo mi się spodobała i tłumy,
które spożywały właśnie posiłek musiały wychodzić z takiego samego założenia.
– Harry dzwonił do
mnie, że zmienił rezerwację na dwie osoby, ponieważ nie dotrze – poinformował
mnie chłopak. Automatycznie uniosłam jedną brew.
Na jego ustach pojawił się
szeroki uśmiech. Wyglądał uroczo i nie mogłam nie odpowiedzieć tym samym.
– Próbuje nas ze sobą swatać –
przyznał Lou, gdy zajęliśmy miejsca
przy stole.
– Właśnie widzę – odpowiedziałam z
cichym westchnieniem.
– Martwi cię to? – dopytywał
nachylając się nad stołem.
– Nie. – Uśmiechnęłam się, żeby
wzmocnić moje stwierdzenie.
– Bawi?
Skinęłam lekko głową.
– Mnie też. – W jego oczach
dostrzegłam błysk. Mówił prawdę. Był
totalnie uroczy i zdążyłam zauważyć, że ma w stosunku do Harry’ego i jego
wymysłów dokładnie takie same podejście.
Harry był niesamowitym
chłopakiem, ale strasznie niestałym i roztrzepanym. Potwierdzały to jego
wszystkie chwilowe pasje, na które się rzucał, decyzje które podejmował i
potrzebował w swoim życiu takich osób jak Louis, Louise, Gemma, Anne, Nick i
miałam nadzieję, że powoli wkraczałam w ich grono, żeby go pilnować, stopować
jego gwałtowność i w razie potrzeby oblać kubłem zimnej wody.
– Czy mogę przyjąć zamówienie? –
spytała kelnerka podchodząc do naszego
stolika. Na moje oko była przed trzydziestką i bardzo spodobała się Lou.
Zapewne była to kwestia jej długich brązowych włosów, które mimo fal i skrętów
sięgały jej pasa, wielkich błękitnych oczu oraz idealnego ciała. Mi też się
spodobała. Nie mogłam go winić. To był kolejny dowód na to, że Harry się myli.
Twierdził, że jesteśmy z Louisem do siebie bardzo podobni. Problem polegał na
tym, że byliśmy w zasadzie tacy sami – choć nie znałam go zbyt długo – i nie
wytrzymalibyśmy ze sobą sam na sam zbyt długo.
– Poproszę steka z ciemnym sosie z
warzywami na parze – poprosiłam, nie
słuchając co wcześniej mówił do niej chłopak.
– Jak mocno wysmażony?
– Krwisty poproszę.
– Coś do picia?
– Może lampkę czerwonego domowego
wina i wodę gazowaną.
– To może w takim razie weźmiemy
dużą butelkę wody dla nas dwoje.
Kelnerka skinęła głową i
odeszła.
– Widziałaś? – spytał
konspiracyjnym szeptem.
– No jasne! I jeszcze
ten tyłek – podjęłam temat.
– Lubisz dziewczyny?
Wzruszyłam ramionami, a
chwilę później kopnęłam go pod stołem, ponieważ widziałam, gdzie pobiegły jego
myśli.
Lou pomógł nałożyć mi
ramoneskę na koszulę z maskami, która w ostatnich dniach była moją ulubioną.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz
wręczyłam mu małą karteczkę.
– Co to? – spytał.
– Numer telefonu do kelnerki.
– Skąd go masz?! – Zaskoczyłam go i
sprawiło mi to przyjemność.
– Jak poszedłeś do
toalety to poprosiłam.
– Więc to twój numer.
– Poprosiłam w twoim
imieniu – wyjaśniłam.
– Co?! Nie! Naprawdę?
Najgorzej… - załamał się.
– Powiedziałam jej,
że bardzo ci się spodobała i czy da mi swój numer, chociaż nie mam pewności, że
zadzwonisz bo poczujesz się urażony, że to zrobiłam.
– Serio?!
Powiedziałaś jej tak?!
– Nie, ale taki miało
wydźwięk. Spokojnie. Jutro jak od ciebie wrócę masz do niej od razu zadzwonić.
– Jesteś straszna!
– Do usług!
Lou właśnie przywiózł z
kierowcą Freddie’ego do domu. Louise uwielbiała go prawie tak bardzo jak ja i
zostawała z nim przy każdej możliwej okazji.
Najpierw pomogłam mu małego
wykąpać, a potem ułożyć do snu, co w moim przypadku polegało na przeglądaniu
jego książeczek z bajkami.
Louis przy Freddie’em był
zupełnie innym człowiekiem. Zamieniał się w odpowiedzialnego, rozważnego i
ułożonego tatę, który zrobiłby wszystko, żeby zapewnić mu wszystko czego
potrzebuje.
Biła od niego duma. Kochał
małego najbardziej na świecie.
Z trudem oderwał od niego
wzrok i spojrzał na mnie dając mi znać, że możemy iść na dół.
Zeszliśmy ozdobną klatką
schodową utrzymaną w starym stylu na parter i udaliśmy się do kuchni.
Lou postawił wodę na
herbatę i siedliśmy na kanapie.
– Jak długo podoba ci
się Harry? – spytał podając mi kubek.
– O czym mówisz?!
– Za każdym razem
próbujesz się bronić. Przy mnie nie musisz możesz mi o wszystkim powiedzieć.
– Wątpię.
– Dał ci głupią umowę
do podpisania i myśli, że wszystko jest dobrze. Spokojnie. Myślę, że w tym
przypadku – pokazał na nas – to nie funkcjonuje. Znamy się we trójkę.
Musiałam zrobić bardzo
głupią minę. Bo pokiwał z przekonaniem głową.
– Dlaczego wszyscy chcą ze mną
rozmawiać o Harrym?! To bardzo męczące!
– Może coś jest na
rzeczy.
– Nic nie ma. Lou.
Naprawdę. Mówiłeś mi, że mam się nie zakochiwać i tak dalej, ale po co każdy mi
prawi kazania. Zrozumiałam.
– Zależy ci na nim.
– Na tobie też. Na Louise, Alexie,
Nicku. Proszę zmieńmy temat…
Nic nie powiedział, ale
wiedziałam, że odpuścił.
*
Usłyszałem płacz.
Podniosłem się do siadu. Obok mnie leżała Ellie. Freddie nie mógł dzisiaj spać.
Budził się już trzeci raz. Było to spowodowane zmianą stref czasowych i dobrze
zdawałem sobie z tego sprawę. Zawsze męczył się przez pierwsze dwa dni po
przylocie do mnie lub Bri.
– Śpij, mogę po niego
pójść – usłyszałem. Spojrzałem na Elle.
– Przyniesiesz go? –
niedowierzałem.
– Tak. O ile uważasz,
że może tu spać. Jak chcesz mogę gdzieś się przenieść.
– Nie. Oczywiście, że może z nami
spać. Miałbym dług wdzięczności, gdybyś
po niego poszła.
W ciemności dostrzegłem jej
uśmiech, gdy wstawała z łóżka.
Spała ze mną, ponieważ
zasnęliśmy ze zmęczenia na kanapie. Wtedy Freddie obudził nas po raz pierwszy.
Gdy udało mi się go ułożyć do snu nie miałem już siły ścielić jej w innej
sypialni.
Trzymała między nami
dystans, ponieważ sam nie ufałbym sobie w takiej sytuacji, gdy byliśmy pijani,
a przeważnie, gdy u mnie spała tak właśnie było. Dzisiejsza noc była wyjątkiem.
Wypiliśmy po lampce wina i zaprosiłem ją do siebie.
Płacz Freddie’ego ucichł i
chwilę później przyszła z nim na rękach. Pasowało jej to. Doceniałem również to
jak traktuje małego.
Była młoda, ale uwielbiała
go ze wzajemnością. Kochała ją również Lux i Sid – syn Sam Teasdale. Miała
starą duszę i lubiła dzieci.
Położyła Freda na moim
ramieniu i położyła się dość blisko nas.
– Dziękuję –
odpowiedziałem, odgarniając jej włosy za ucho. Spojrzała mi prosto w oczy. Może
Harry miał jednak tym razem rację? Może była właśnie tą stabilizacją, której
potrzebowałem. Uśmiechnęła się i zamknęła oczy zasypiając.
*
Gdy się obudziłam Freddie
jeszcze spał. Spojrzałam na zegarek. Było po dziewiątej. To był jakiś cud.
Postanowiłam więc iść do
kuchni i przygotować posiłek dla wszystkich.
W lodówce znalazłam tylko
jajka, więc żeby pozostać na minimalistycznym i przewidywalnym poziomie
zrobiłam jajecznicę i tosty.
Przygotowałam też mleko dla
Freddie’ego.
Gdy Lou wszedł z nim na
rękach do kuchni od razu mogłam podać mu butelkę.
Gdy go wykarmił siadł ze
mną do śniadania.
– Lubisz dzieci –
powiedział.
– Wielu ludzi kocha
dzieci – odpowiedziałam błyskotliwie.
– W sensie, naprawdę.
To niezwykłe.
– Może dlatego, że zawsze chciałam
mieć dość dużą rodzinę, a przez pewien
czas nie wiadomo było, czy będę mogła je mieć – przyznałam.
– Co masz na
myśli?
– Byłam chora.
– Jak bardzo chora.
– Miałam raka, ale
już wszystko okej.
– Jesteś pewna?
– Tak regularnie się
badam. Czasem biorę leki, ale wszystko jest w normie.
– Raka czego?
– Lou…
– Możesz mi
powiedzieć, wiesz że nikomu nie powiem i nie wykorzystam tego przeciwko tobie.
– Jajnika. Przeszłam
chemię i operację. Potem naświetlanie. Na szczęście został wystarczająco szybko
zdiagnozowany, usunięty, nie pojawiły się żadne przerzuty.
– Kiedy to się
działo?
– Kilka lat temu.
– Przechodząc chemię
w takim wieku chyba musiało ci być bardzo ciężko. Chodziłaś normalnie do
szkoły?
– Miałam krótką
przerwę i uczyłam się w szpitalu, ale dostałam cudowną perukę, jak miałam
gorsze dni udawałam, że jestem jak czarodziejki z księżyca – zaśmiałam się.
– To znaczy jaką?
– Długie białe włosy.
Prawie jak czarodziejka z księżyca. Wszyscy mi ich zazdrościli. Może próżne,
ale wtedy nie czułam się wybrakowana.
– Masz ją jeszcze?
– Oczywiście. Jest
częścią mnie. Pewnie dlatego też mam białe włosy.
– To nie moda?
– Mam takie od kiedy
tylko odrosły. Poza tym raczej nikomu o tym nie mówiłam, więc gdy przestałam ją
nosić miałam włosy do brody. Wszyscy pytali dlaczego je obcięłam.
– Nikt nie zdawał sobie sprawy z
twojej choroby?
– Nigdy nie byłam zbyt wylewna.
Miałam kilka bliższych osób i rodzinę.
– Czemu?! Jesteś tak
uroczą osobą, że wszyscy musieli cię lubić.
– Miałam duży
kompleks na punkcie wagi, gdy schudłam, nagle pojawili się nowi najlepsi przyjaciele
i wtedy też poznałam wartość ludzi, którzy są z tobą zawsze, niezależnie od
tego co się dzieje. Nie potrzebuję nikogo, kto zadaje się ze mną ze względu na
wygląd, czy znajomości i dlatego też jestem bardzo ostrożna w kontaktach z wami
– przyznałam.
– Musi cię boleć, gdy
piszą, że wykorzystałaś Louise.
– Nie wykorzystałam
jej. Uwielbiam ją i pewnie jakby się podsumowało to spędzam z nią jedną trzecią
swojego całego wolnego czasu.
– Dwie trzecie to Harry? – zaśmiał
się. Szturchnęłam jego ramię.
– Druga jedna trzecia
to współlokatorzy, a trzecią jedną trzecią dzielę ostatnio na ciebie, Harry’ego
i resztę zgrai.
– A Alexa?
– Jej poświęcam mój
niewolny czas – zażartowałam.
– No tak. On wie, że
chorowałaś?
Pokręciłam głową.
– Dlaczego?
– Nie jest to coś z
czym strzelam do każdej osoby jak z karabinu.
– Powinnaś mu
powiedzieć. Gdybym był na jego miejscu wolałbym wiedzieć.
– Nie zarażę go tym –
uniosłam brew.
– Przecież nie o to
mi chodzi. Martwi się o ciebie i zależy mu. Poza mną nikt nie wie?
– Moi współlokatorzy
z grubsza i Lou.
– Lou?!
– Do niej w sumie strzeliłam z
karabinu. Byłam pijana. Jest tu dla
mnie trochę jak mama.
– Tak, to prawda ona
taka jest. A Nick twoim tatą?
– Niewykluczone.
– Uwielbiam cię.
– Ze wzajemnością.
– Założysz kiedyś perukę jak
będziemy gdzieś szli?
– Chcesz mnie ukryć,
żeby nikt nie zarzucił ci, że kradniesz dziewczynę Harry’ego?
– Zawsze kręciły mnie Czarodziejki z
Księżyca.
*
Wczorajszy
dzień był dość ciężki. Praca, musiałam dużo rzeczy załatwić na mieście i z
utęsknieniem czekałam na wieczór, który spędziłam w cudownym towarzystwie na
kolacji.
Przesyłam
wam zdjęcie!
Zanim zdążyłam wyłączyć bloga pojawił się pierwszy
komentarz.
„@marystyles: Czyżby kolacja z Harrym?”
Od razu odpowiedziałam:
„@elliexxx: @marystyes
nie było go nawet w pobliżu.”
***
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, choć moim zdaniem ma zbyt dużo dialogów ;)
Niestety kolejny rozdział ukaże się dopiero 30 marca.
Bardzo was też za to przepraszam, ale niestety ostatnio miałam dużo pracy na uczelni i doszłam do momentu, w którym piszę na bieżąco i muszę w kolejnym tygodniu skupić się na pisaniu pracy licencjackiej, żeby oddać pierwszy rozdział mojemu promotorowi i mogę nie mieć wystarczająco czasu, żeby napisać kolejny rozdział. Wolę dać sobie zapas, niż nie wywiązać się z "obietnicy", ewentualnie będzie drobny bonus chwilę wcześniej ;)
Pozdrawiam was wszystkich :*
Jak dla mnie rozdział genialny, a tego czegoś dodały dialogi, przez to poznaliśmy trochę historii jak i myśli Ellie jak i Louisa, co oboje sądzą o sobie nawzajem oraz o tym co dzieje się wokoło nich, a nawet o tym co myślą o Harrym i o tym co robią. To naprawdę straszne, że mimo tak młodego wieku Ellie przeszła tak wiele musiała się wykazać ogromną determinacją jak i odwagą, aby stanąć oko w oko z chorobą. Muszę sama przyznać, że sama uwielbiam Czarodziejki z księżyca więc sama chętnie bym ją zobaczyła w peruce. Troszkę mnie śmieszyło to, że Harry tak jakby umówił ich na randkę, chociaż nwm czy coś pomiędzy nimi mogłoby się wydarzyć jeśli już coś to tylko ze względu na młodego, bo Ellie jak widać może nie świadomie potrzebuje dziecka lub nawet chce, a Lou potrzebuje kobiety, która pokochałaby jego jak i jego synka. No cóż czekam na następny rozdział kochana :**
OdpowiedzUsuńPS. Życzę, aby dobrze poszło pisanie pracy licencjackiej, trzymam kciuki!!
Do następnego xx