wtorek, 29 marca 2016

15. Hourglass



Spacerowałam po Krakowskim przedmieściu. Dziś wigilia, dlatego też wróciłam do rodziny, żeby być z nimi w tym dniu, bo następnego wcześnie rano miałam samolot do Londynu.

Mimo tak krótkiego czasu spędzonego na wyspach, już zapomniałam, że w Polsce zimy są aż tak zimne i totalnie rozumiałam ludzi, którzy przyjeżdżają z Wielkiej Brytanii w środku zimy do polski jedynie w swetrze i półbutach. Gdyby nie moja mama, która mnie uprzedziła, nie miałabym nic ciepłego. Teraz przynajmniej chodziłam w sztucznym wielkim fioletowo-niebieskim futrze z House of Holland i było znośnie.

Spotkałam się z przyjaciółką w jednej z restauracji i wróciłam do domu na nogach.

Myślałam, że odpadną mi przez potwornie wysokie obcasy, które założyłam, w dodatku walcząc ze śniegiem, ale potrzebowałam poczuć atmosferę miasta, za którym również bardzo mocno tęskniłam i nie chciałam wracać ani autobusem, ani tym bardziej taksówką.

Wszędzie porozwieszane były lampki świąteczne oraz instalacje w świątecznych kształtach, które pozwalały się oderwać od rzeczywistości.

Weszłam do mieszkania utrzymanego w jasnych kolorach i skierowałam do swojego pokoju, żeby się rozebrać.

Położyłam się na łóżku i chwilę później przybiegł do mnie pies, który mocno się we mnie wtulił.

Wszystko było już przygotowane, czekaliśmy tylko na powrót mojej mamy z pracy, ponieważ w tym roku przypadała jej kolej pracy w wigilię.

 

Byliśmy po kolacji, więc wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam ze stolika telefon, który zostawiłam tam zaraz po zrobieniu zdjęcia stołu i choinki przed kolacją. Otrzymałam wiadomość od Harry’ego. Zrobiło mi się bardzo ciepło na sercu.

Gdy ją otworzyłam ujrzałam zdjęcie choinki w jego domu oraz życzenia z przypomnieniem, że jutro widzimy się u niego na świątecznym obiedzie.

Zadzwoniłam też do Louisa, ponieważ obiecałam mu to dziś rano.

– Halo? – odebrał po pierwszym sygnale.

– Cześć piękny! – zaśmiałam się. – Co robisz?

– Przed chwilą dzwoniła Bri, że Fred jest już u niej, a teraz siedzę i myślę, że jestem do dupy ojcem, ponieważ nie spędzę z moim synem nawet świąt.

– Wiesz, że musisz być w najbliższych dniach w Londynie…

– Dziecko nie powinno być rozrywane pomiędzy rodziców.

– Rozmawialiśmy już o tym kilka razy. Lepiej jest, gdy jeździ pomiędzy nimi, niż gdy rodzice są ze sobą ze względu na niego. Widzi, że jesteście szczęśliwi osobno i za wiele lat będzie wam za to wdzięczny. Dobrze o tym wiesz…

– Myślę, że po prostu jestem beznadziejnym ojcem – powiedział ledwo słyszalnie.

– Mylisz się. Jesteś niesamowitym ojcem. Widziałam was i wiem, że kochasz go najbardziej na świecie. Freddie to wie.

– Przepraszam, że psuję ci humor.

– Nie psujesz. Chciałabym, żebyś poszedł do pokoju Freddie’ego – poprosiłam.

– Teraz?

– Tak teraz.

– Dobrze – zgodził się i słyszałam jego kroki najpierw na schodach, potem po korytarzu.

– Jestem.

– Podejdź do półki z książkami – poinstruowałam, gdy jego kroki ponownie ucichły kontynuowałam – na najniższej półce pomiędzy książką o dinozaurach i Pajęczyną Charlotty…

– O, czekaj, coś tu jest – przerwał mi.

Usłyszałam rozrywanie papieru.

Listy do przyszłego mnie – przeczytał na głos. (przyp. aut. – Letters to my future self – książka dostępna w Urban Outfitters, w której macie kartki oraz koperty na każdej jej stronie i możecie wpisywać swoje przemyślenia, wsadzić do koperty i przeczytać kiedyś w przyszłości ;) bardzo fajna sprawa polecam!)

– Naprawdę uważam, że bardzo dobrze sobie radzisz. Chciałabym, żebyś pisał swoje przemyślenia i kiedyś do nich wrócisz. Pozwoliłam sobie napisać pierwszy list do ciebie. Możesz go wyjąć.

– Dlaczego to wszystko robisz?

– Ponieważ się o ciebie troszczę i martwię tym, że nie doceniasz samego siebie.

– Dziękuję, Ellie. To wiele dla mnie znaczy.

– Zobaczymy się jutro.

– Odebrać cię z lotniska? – zaproponował.

– Harry po mnie ma przyjechać, ale możesz się z nim jakoś dogadać.

– Ach… Okej. Rozumiem.

Lou! – upomniałam go i usłyszałam jego cichy śmiech.

– Do zobaczenia jutro, słońce – powiedział.

– Do jutra, Lou.

– Dziękuję za prezent.

 

Gdy stanęłam z Harrym pod moim domem było przed szóstą rano.

– Harry, może wejdziesz, zdrzemniemy się chwilę – zaproponowałam.

Widziałam jak spogląda na zegarek na tablicy rozdzielczej, chwilę później na mnie.

Wyglądał na bardzo zmęczonego i doceniałam to, że specjalnie przejechał taki kawał od siebie na lotnisko Heathrow i do mnie do domu, skąd czekało go kolejne pół godziny drogi.

– No dobra, ale o ósmej muszę wstać, bo o dziewiątej przyjeżdża ekipa sprzątająca.

– Dlaczego robisz z domu muzeum?

– Nie robię muzeum, po prostu przychodzi zgraja ludzi, więc najpierw trzeba posprzątać, postawić odpowiednio duży stół, który musiałem wynająć, potem przyjeżdża catering i wszystko odpowiednio rozkładają i zostają cztery osoby, które będą pomagać wszystko roznosić, potem po obiedzie wszystko od razu zawiną i szybko przestawią do wyglądu pierwotnego, rozstawią jedzenie na kolację i wrócą następnego dnia koło południa po resztę rzeczy.

– Po co to wszystko? – spytałam.

– To nasza tradycja. Każdego roku taki obiad organizuje ktoś inny, skład jest mniej więcej podobny, potem wszyscy zmywają się do rodzin na kolację, a ta bliższa część, która nie świętuje z całą rodziną zostaje.

– To bardzo dobra tradycja.

Wysiedliśmy z samochodu.

– U was się nie świętuje tak bardzo? – spytał mnie, gdy wchodziliśmy już po schodach na poddasze.

– Świętuje, ale jednak najbardziej rodzinna jest wigilia, gdy wszyscy się zbierają, razem jedzą, rozdają prezenty, potem w święta raczej się jeździ po rodzinach w innych częściach Polski, żeby zobaczyć się z resztą rodziny.

– No tak. Właśnie Gemma pojechała z rodzicami na wigilię do rodziny swojego chłopaka.

– Cześć Soph – powiedziałam do dziewczyny, która totalnie zaspana stała właśnie w kuchni i próbowała odkręcić sobie wodę w butelce.

– Cześć El, cześć Harry.

Gdy weszliśmy do mojego pokoju od razu zaczęliśmy ściągać ubrania. Harry został w bokserkach, ja na bieliznę nałożyłam swoją ulubioną luźną koszulkę i weszliśmy do łóżka. Mocno wtuliłam się w chłopaka i od razu usnęłam, czując że on nastawia sobie jeszcze budzik.

 

*

 

Kolacja u Harry’ego była faktycznie dość duża. Cieszyłam się, że wybrałam dość bezpieczny strój, ponieważ każdy był ubrany na swój wybrany sposób i nie wiedziałam na co się zdecydować, żeby było wyjątkowo i odpowiednio, więc założyłam czarne cygaretki i czarny sweter, do których dobrałam slippery od Charlotte Olympii, dzięki czemu było prosto, elegancko i z klasą. Przyjechałam razem z Alexą po pracy i zostałam usadzona pomiędzy nią a Louisem. Harry musiał poświęcić dużo czasu na organizację stołu, ponieważ siedziałam na tyle daleko od Daisy, żebym nie mogła się z nią pokłócić, on również był ode mnie trochę oddalony, ale wraz z Tomem Campbellem, mężem Sam, dotrzymywali towarzystwa Tomowi Atkinowi, tacie Lux, ponieważ Louise przybyła wraz ze swoim nowym chłopakiem Adamem. Nick siedział koło Alexy, dzięki czemu bez problemu był w stanie zamienić kilka zdań ze mną, ale nie mógł nie dogadywać się z Louisem, który z kolei siedział obok Tommy’ego, chłopaka Lottie.

Strategicznie Harry rozegrał to najlepiej jak mógł i byłam pod wrażeniem.

 

*

 

Wszyscy powoli się zbierali. Dostałem właśnie buziaka od Rity, która wychodziła razem z Niallem, Liamem, Cheryl i Nickiem.

Louise i Lux siedziały w salonie i razem z Lottie grały w Dobble, które Lux dostała od Ellie.

Czekaliśmy na moją mamę, Robina, Gemmę i Michała. Dostałem informację, że jadą już z lotniska.

– Wiecie, gdzie jest Lou i El? – spytałem ich.

– Szli na górę – odpowiedziała Lottie, jak gdyby nigdy nic.

– Dzięki – odpowiedziałem.

Byłem zazdrosny o to, że tak dobrze się z nim dogaduje i wolałbym siedzieć teraz z nią na kanapie, obejmując ramieniem. Jej obecność mnie uspokajała, a ciepło koiło i dawało poczucie bezpieczeństwa, ale do Louisa pasowała bardziej. Powinni być razem. Mają dokładnie takie same oczekiwania wobec drugiej osoby i chciałem, żeby oboje byli szczęśliwi.

Wszedłem więc na piętro i poszukiwałem jakiejkolwiek obecności.

Znalazłem ich na balkonie w sypialni, którą przewidziałem dla Louisa i Lottie. Jak zwykle palili. Zrobiłem im zdjęcie. Wyglądali uroczo. Oboje oparci o barierkę, spowici w ciemności, a zarys ich ciał był uwypuklony przez oświetlenie tarasu i basenu piętro niżej oraz oczywiście panoramy Londynu.

W pewnym momencie Ellie odwróciła się jakby wyczuła moją obecność.

– Harry…  – upewniła się cichym głosem.

– Chciałem tylko przekazać, że Gemma, mama, Robin i Michał już jadą z lotniska, więc kolacja będzie do pół godziny.

– Dzięki, Harry – odpowiedział mi Lou.

Spojrzałem na nich i wyczułem jak atmosfera robi się niezręczna.

– Uroczo wyglądaliście, więc zrobiłem wam zdjęcie – powiedziałem, żeby ją trochę rozładować.

El posłała w moją stronę piękny uśmiech. Odpowiedziałem tym samym, zawieszając na niej wzrok, może odrobinę zbyt długo. Przeniosłem go więc na Louisa.

– Już wam nie przeszkadzam w rozmowie. Zejdźcie po prostu za jakieś dwadzieścia minut, dobrze?

Skinęli głową dokładnie w tym samym momencie i widząc to odwróciłem się i wycofałem się z pokoju. Gdy przekroczyłem próg, spojrzałem na nich ostatni raz. Lou trzymał teraz jej dłoń w swojej. Lekko mnie to ukłuło i nie potrafiłem zlokalizować miejsca bólu oraz zdefiniować jego powodu. Chociaż w sumie przez ostatnie kilka miesięcy regularnie z nią sypiałem i byłem przekonany o tym, że nie szukała nikogo innego. Że byłem wtedy jej jedynym partnerem. Więc być może fakt, że była moja przez ten czas trochę mnie bolał. Przypominało to odrobinę oderwanie kawałka mnie. Trzeba było to jednak zerwać jak plaster – szybko, żeby nie bolało.

 

*

 

Dotknąłem jej dłoni, po raz pierwszy nawiązując z nią tego typu kontakt fizyczny. Lekko zadrżała, ale jej nie zabrała, więc postanowiłem pójść dalej i chwilę później splotłem nasze palce, delikatnie gładząc zewnętrzną stronę jej dłoni kciukiem.

Byłem wobec niej bardzo ostrożny i nie wynikało to z mojej nieśmiałości. Po prostu bałem się, że gdy będę działał zbyt szybko, to ją przestraszę.

Nie było to w żadnym stopniu fair, ponieważ wiedziałem jak bardzo podoba jej się Harry, ale była tak kochana i urocza, zarówno wobec mnie, jak i Freddie’ego, że postanowiłem dać temu szansę ze względu na błogosławieństwo Harry’ego. Nie mogłem pozwolić mu jej zniszczyć, ani wykorzystać. Nie powinna przechodzić przez żadną z faz, które zawsze przechodzą jego „dziewczyny”. Nawet jeśli od czasu, gdy po raz drugi zamieszał w głowie Kendall i spławił po tygodniu od powrotu z wakacji jest raczej ostrożny.

Nigdy nie robił tego specjalnie. Po prostu sam nie wiedział czego chce, czego potrzebuje i oczekuje. Rozbudzał wielokrotnie w dziewczynach nadzieje, które nie miały nawet szansy na to, żeby przerodzić się w coś więcej.

Kochał kobiety, które od razu traciły dla niego głowę i lubił mężczyzn, być może dlatego, że łatwiej było mu prowadzić przez dłuższy czas coś niezobowiązującego i nieangażującego.

Pamiętam jak powiedział mi o swojej orientacji.

Było to dla mnie trudne i czułem się oszukany. Co więcej… Zagrożony tym, że być może to wszystko, co było między nami znaczyło dla Harry’ego dużo więcej niż dla mnie. Zniszczyłem wtedy naszą przyjaźń.

Pojawiające się na nasz temat plotki wcale nie ułatwiały mi zadania i widziałem jak bardzo ranię go swoim dystansem, jednak bałem się. Kilkukrotnie próbowaliśmy to ratować, aż pewnego dnia przestaliśmy się do siebie całkiem odzywać.

Potrzebowaliśmy naprawdę dużo czasu, żeby odbudować naszą przyjaźń.

Wiedziałem, że wrzuca ją w moje ramiona ze strachu, ale cieszyłem się, że jest dla niego na tyle ważną osobą, żeby z niej zrezygnować.

 

 

Gdy zeszliśmy na dół, poczułem jak wyswobadza swoją dłoń z mojej. Ruszyła przodem i od razu podeszła do Lux. Objęła ją, siadając obok i zaczęła pomagać jej w rozgrywce Dobble. Poczułem na sobie wzrok Lou. Widziała co się dzieje i próbowała wyczuć co się wydarzyło na górze oraz moją reakcję.

Siadłem koło Lottie i dołączyliśmy do kolejnego rozdania kart.

Przerwaliśmy dopiero, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

Harry podniósł się i poszedł otworzyć, a my wszyscy poszliśmy przywitać się z gośćmi. Lux od razu podbiegła do Gemmy i mocno ją przytuliła, a potem trzymała kurczowo za rękę, gdy dziewczyna witała się z nami.

Zostałam przedstawiona Anne i Robinowi i zasiedliśmy do kolejnego posiłku.

Znów siedziałam koło Louisa, a z mojej drugiej strony zasiadła Gemma. Wszyscy jedliśmy i rozmawialiśmy do późnej nocy, ponieważ tematy nam się nie kończyły, a Anne i Robin, okazali się naprawdę świetnymi osobami. Po wszystkim siedliśmy przy kominku i zaczęliśmy rozpakowywać prezenty. Gemma dostała ode mnie stary naszyjnik, którego wisiorek otwierał się i do którego można było włożyć zdjęcia. Razem z Lou i Lottie, które dostały ode mnie dużo kosmetyków z Inglota, złożyłyśmy się na zegarek dla Michała – chłopaka Gemmy. Lux dostała ode mnie Dobble, które odpakowała już wcześniej, Anne i Robin dostali ode mnie dużą świeczkę Diptyque o zapachu bursztyna – wraz z Harrym uzgodniłam zapach, natomiast stwierdziłam, że będzie to bardzo bezpieczny prezent skoro jeszcze wtedy ich nie znałam. Harry z pudełeczka wyciągnął pierścionek od Gucci w kształcie ptaka, którego tak bardzo kiedyś mi zazdrościł, a dla Louisa zdobyłam limitowaną edycję Vansów z Supreme, których szukał od dawna.

Czułam się jak w rodzinie. Oni stali się tu moją rodziną i byłam bardzo wdzięczna, że ich mam. Dzięki temu wiedziałam, że bez względu na wszystko nie zostanę tu sama i niezależnie od wszystkiego będę mogła na nich liczyć.

 

*

 

Moje święta w tym roku były bardzo szalone najpierw byłam w domu w Polsce, potem musiałam wrócić do Londynu. Spędziłam ten wieczór oraz następny dzień w gronie najbliższych mi osób, dzięki którym czuję się jak w domu. Cieszę się, że tak się udało. Mam szczerą nadzieję, że to się nie zmieni.

A wy jak spędziliście święta?



***

i jak opinie? :)
Liczę na wasze komentarze. Kolejny rozdział pojawi się dzień przed moim wyjazdem do Berlina na The 1975 (grają 8.04, ale żeby być odpowiednio wcześnie muszę przyjechać dzień wcześniej).

1 komentarz:

  1. Jestem ogromnie ciekawa co wyniknie z relacji El i Lou, bo mam wrażenie, że Lou może się zaangażować trochę za bardzo mimo tego, że wie, że gdzieś tam El jest Harrego, tylko Harry nie potrafi się szczerze do tego poznać i jedynie co może zaoferować to sypianie i spędzanie czasu jako kumple, bo albo nie chce albo boi się zaangażować co widać Lou bardzo by tego chciał nie tylko dla siebie, ale również dla syna. Bardzo podobał mi się ten rozdział, mimo tego, że święta już były i nie prędko do nich to uwielbiam czytać takie świąteczne to ma jakąś dobrą energię w sobie i od razu humor się poprawia :)
    Czekam jak zawsze na następny rozdział, życzę spokojnej podróży i dobrej zabawy na koncercie xxx

    OdpowiedzUsuń