środa, 23 grudnia 2015

3. Girls




Razem z Sophie spędziłam miło pierwszą część dnia.

Zwiedziłyśmy całe trzecie piętro V&A Museum, ponieważ na więcej nie miałyśmy czasu.

Zobaczyłyśmy więc dział o nazwie Modern, w którym poświęcono miejsce modernizmowi oraz internacjonalizmowi oraz projektowaniu po 1945 roku.

A także dział o wdzięcznej nazwie Materials & Techniques, w którym najwięcej czasu spędziłyśmy nad teatrem, na który składały się scenografie, makijaże i stroje.

Uwielbiałam to miejsce z całego serca.

Koło południa udałyśmy się na lunch do V&A Cafe, które również znajdowało się na trzecim piętrze, a następnie pojechałyśmy metrem na Oxford Street.

 

– Wyglądam w miarę dobrze? – spytałam zanim weszłyśmy do salonu.

Miałam na sobie jedną z kupionych wczoraj koszul oraz podarte rurki, do których dobrałam skórzane botki na lekkim obcasie, jednak tym razem chodziło mi bardziej o stan mojego makijażu. Dowiedziałam się więc, że moja czerwona szminka nie jest rozmazana, nie „świecę się”, a podkład jest równomiernie nałożony – co znaczy, że nie starłam go przy okazji pocierania czy drapania twarzy.

 

Otworzyłam czarne drzwi i znalazłam się w nowoczesnym czarno-białym wnętrzu. Było prosto, ale i ekstrawagancko.

– Cześć dziewczyny! – powiedziała wysoka mulatka. Miała zrobiony dość mocny makijaż, kolczyk w nosie i idealnie proste, wściekło-różowe włosy.

– Witaj Harriet. To jest Ellie – przedstawiła mnie Sophie.

– Bardzo mi miło – powiedziałam podając kobiecie dłoń.

– Mi również – odpowiedziała.

W tym momencie do salonu z zaplecza wbiegła mała roześmiana dziewczynka. Myślę, że mogła mieć z pięć lat.

Miała proste blond włosy i błękitne oczy. Była ubrana w jeansy i różową koszulkę z Hello Kitty.

Pobiegła w kierunku kanapy stojącej tu dla oczekujących klientów.

– Lux, chodź tutaj! – usłyszałam wołanie i zaraz za dziewczynką w pomieszczeniu znalazła się kobieta w okolicach trzydziestki. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, a z kolei mi zrobiło się nagle bardzo gorąco. Miałam nadzieję, że nie widać tego na mojej twarzy.

Kobieta złapała dziewczynkę w pół i podniosła, a z ust małej wydobył się jednocześnie pisk i śmiech.

Gdy nas zobaczyły, podeszły.

– Cześć So! To musi być Ellie! – powiedziała kobieta, której włosy miały bliźniaczy kolor z moimi.

Zawstydzona lekko się uśmiechnęłam.

– Jestem Lou – przedstawiła się podając mi dłoń. Była bardzo pewna siebie.

– Ja Ellie.

– Ellielellie! – powiedziała roześmiana Lux, zakrywając usta rączkami.

Szeroko się uśmiechnęłam.

– Ty musisz być Lux.

Pokiwała główką. Była urocza.

Lou odstawiła ją na ziemię.

– Wygląda na to, że dzisiaj twoje włosy są zdane na mnie – powiedziała białowłosa kobieta, łapiąc kosmyk, żeby następnie obejrzeć je ze wszystkich stron.

– Czyli robimy odrosty. Coś jeszcze? Osobiście trochę bym je podcięła, żeby je odżywić.

– Tak, o tym El myślała – odezwała się nagle Sophie.

– No to zaczynajmy – zaproponowała Lou wskazując mi fotel. Błyskawicznie przygotowała wszystkie potrzebne akcesoria.

– To nasz biały toner, czy z Manic Panic? – spytała, gdy pokrywała już rozjaśniaczem moje ciemne odrosty.

– To akurat Bleach.

– Czego używasz do pielęgnacji? – zadała kolejne pytanie, wykonując swoje zadanie w ekspresowym tempie. Byłam w szoku.

– Głównie to Bumble&Bumble Invisible Oil Shampoo i Invisible Oil Conditioner, dwa razy w tygodniu fioletowy szampon i odżywkę z Bleacha, po wyschnięciu włosów olejek arganowy na końcówki i do wystylizowania oraz żeby trochę je podnieść Don’t Blow It też z Bumble&Bumble.

– A miałaś farbowanie z Olaplex?

– Kiedyś, ale tylko raz. Poza tym mam wyprostowane keratynowo włosy.

– Wiem, widzę – powiedziała. – Jestem pod wrażeniem, bo są w naprawdę dobrym stanie, jak na takie zabiegi.

– Dziękuję – zawstydziłam się.

Lou była ekspresowa i profesjonalna, a do tego potrafiła z tobą prowadzić rozmowę na każdy temat.

Była niesamowita i śledziłam każdy jej krok.

Gdy czekałam na zmycie farby, na prośbę Lux siedziałam z nią przy stoliku i pomagałam kolorować jakiś obrazek.

 

Louise suszyła mi włosy, a Lux ciągle mnie zagadywała. Było to bardzo urocze.

– Looooottieeeee! – pisnęła mała i pobiegła w kierunku drzwi wejściowych, w których stanęła dziewczyna, dla odmiany – w białych włosach.

– Lux jest twoją straszną fanką – zaśmiała się Lou. – Coś wymyślę z tymi paznokciami. Nie musisz tego robić.

– No co ty?! To żaden problem. – Lux siedząc przedtem na moich kolanach przyglądała się moim dłoniom i poprosiła o to, żebym pomalowała jej paznokcie.

 

Lou właśnie skończyła. Miałam idealnie białe i idealnie gładkie, miękkie w dotyku włosy.

– Ile jestem winna? – spytałam.

– No coś ty?! Znajomi nie płacą – powiedziała z szerokim uśmiechem.

– A jak mogę się w takim razie odwdzięczyć?

– Możesz mi postawić drinka.

 

Gdy malowałam paznokcie Lux podeszła do mnie Sophie mówiąc, że musi jechać z Lottie do salonu na Baker Street i że zobaczymy się w domu.

To było dla mnie coś nieprawdopodobnego. Przed sekundą moje włosy zrobiła Lou Teasdale, która przez ostatnie lata była makijażystką i fryzjerką One Direction, w tej chwili maluję paznokcie jej córce, a moja współlokatorka wyszła z jedną z sióstr najstarszego z chłopaków w zespole.

– Ellielellie? – spytała mnie Lux, gdy schła jej ostatnia warstwa lakieru.

– Tak, słońce?

– A mogę ci zrobić różowego warkoczyka?

– Oczywiście.

– Supertruper.

Mała miała dar do słowotwórstwa.

 

Wyszłam z salonu razem z Lou i z warkoczykiem od wewnętrznej strony włosów za uchem, pomalowanym różową kredką

Siadłyśmy w jakiejś włoskiej knajpie. Wystrój był staromodny i urokliwy. Na stołach rozłożone były obrusy w białoczerwoną kratę, a na nich stały sadzonki różnych przypraw w ceglanych doniczkach. Na tym wybranym przez nas ustawiona została bazylia.

– Masz ochotę dzisiaj wyjść gdzieś wieczorem? – spytała mnie, gdy czekałyśmy na jedzenie.

– Bardzo chętnie – zgodziłam się bez wahania.

– Jest dzisiaj kilka fajnych imprez. Skoro jesteś nowa, to powinnaś odkryć najfajniejsze miejsca jak najszybciej. Zapytaj So, czy też nie chciałaby pójść, bo im więcej tym lepiej.

– Dobra, zaraz do niej napiszę.

– Przyjechałaś tu na studia, prawda? – spytała podpierając się na łokciach.

W odpowiedzi skinęłam głową.

– Fashion Business, prawda? Dlaczego?

– Zawsze interesowałam się modą, a doszłam do wniosku, że skoro już jednak weszłam w biznesowy świat to łatwiej będzie studiować coś w tym stylu, bo i tak będę mieć zajęcia związane z projektowaniem, historią mody i chyba nawet coś z zakresu kosmetologii. Nie jestem pewna.

– Chciałabyś rozwinąć kiedyś jakąś markę?

– Jak już będę mieć odpowiednie doświadczenie. Chciałabym najpierw wiedzieć jak to wygląda od podszewki.

– I wyrobić sobie znajomości – spojrzałam na nią, żeby zaprzeczyć. – Nawet nic nie mów. Sukces w tym biznesie zależy od twoich znajomości. Im bardziej prestiżowe miasto i szkoła, tym większa szansa. Każdy to wie. Tutaj wejście w ten świat jest banalnie łatwe, ale żeby wejść do tak zwanej pierwszej ligi i się w niej utrzymać, musisz pokazać, że masz coś w głowie.

Lekko uśmiechnęłam się, zawstydzona jej słowami. Była bardzo bezpośrednia.

– Jakbym studiowała w Liverpoolu, albo nie wiem Newcastle i była nawet lepsza w tym co robię. Myślisz, że osiągnęłabym to wszystko co mam? Jasne, że nie. Zaczynasz od znajomości. To wszystko. Działaj mądrze, a za kilka lat będziesz miała wszystko o czym marzysz.


Na wyjście założyłam podarte jeansy, prześwitującą bluzkę, przez którą idealnie było widać delikatny koronkowy biustonosz. Na wierzch na wszelki wypadek zaopatrzyłam się w skórzaną ramoneskę. Do tego wybrałam niskie czarne szpilki Valentino z ćwiekami, różową torebkę Marca Jacobsa, złotą bransoletkę, okulary w złotej ramce i kwiecistą jedwabną chustę.

Od zawsze wychodziłam z założenia, że jeśli chodzi o dodatki to wolę kupić coś klasycznego, na lata i dobrej jakości odejmując sobie od ust przez kilka miesięcy niż kupować np. parę butów, które będą niewygodne, a do tego rozwalą się po dwóch imprezach. To samo dotyczyło rzeczy mocno inspirowanych wytworami cenionych projektantów. Nie mogłabym kupić podróbki lub mocnego zapożyczenia, którego ktoś się dopuścił. Miałabym z tym moralny problem.

Natomiast jeśli chodzi o dzisiejszy makijaż, tym razem podkreśliłam oczy, a usta musnęłam tylko bezbarwnym błyszczykiem.

Weszłam do pokoju dziennego, w którym już czekała na mnie Sophie.

Widząc mnie zagwizdała, a ja przewróciłam oczami.

Sama wyglądała cudownie. Miała na sobie skórzane rurki, zwiewną bluzkę, którą moja mama nazwałaby „dzidzia piernik” oraz płaskie botki, zapewne, żeby nie górować nade mną wzrostem. W końcu była ode mnie prawie dwadzieścia centymetrów wyższa.

– Noe, jesteś pewna, że nie chcesz iść? – spytała brunetki siedzącej przy laptopie na kanapie.

– Jestem pewna. Nie mój klimat. Może pójdę z Gregorem na domówkę. Jak dołączycie to się spotkamy.

– No dobra jak sobie chcesz – wzruszyła ramionami Soph, nakładając cienki burgundowy płaszczyk.

 

– Rozluźnij się – zaśmiała się, szturchając mnie łokciem, gdy wyszłyśmy z metra idąc do baru, w którym czekała na nas Lou.

– Łatwo mówić… – westchnęłam.

– Czemu?

– Moja miłość do makijażu i alternatywnego fryzjerstwa zaczęła się przez nią.

– Serio?! – zaskoczyłam ją.

– Tak. Lou jest tak jakby moim guru, więc to wszystko… – wypuściłam z płuc powietrze potrząsając głową.

– Nie miałam pojęcia! – podniosła głos poekscytowana. – Powiedz mi jeszcze, że poznałaś ją dzięki chłopakom z One Direction.

Spojrzałam na nią krzywo.

– O matko! – Zaczęła się śmiać.

– Miałam w swoim życiu trudny etap, który pomogli mi przejść.

– Co się stało? – spytała mnie.

Pokręciłam głową. Nie chciałam o tym mówić i dziewczyna chyba to wyczuła, bo nie ciągnęła więcej tematu.

Weszłyśmy do baru Termini.

Wydawało się, że miejsce jest nieco obskurne, ale był to celowy zabieg – szczególnie oceniając po klienteli, która wyglądała jak oderwana od rzeczywistości.

Podeszłyśmy do czterech kobiet. Razem z Lou były dwie, które już dzisiaj poznałam, czyli Harriet i Lottie, a jako czwartą rozpoznałam siostrę bliźniaczkę Louise, czyli Sam.

Gdy zostałyśmy sobie przedstawione zaczęłyśmy pić i narzuciłyśmy sobie szybkie tempo. Bałam się tego, jak ten wieczór się zakończy. Miałam dość słabą głowę i po trzeciej Pinacoladzie czułam już lekkie pulsowanie w głowie i zatrważający brak oporów do tego co mi ślina na język przyniesie.

Lottie i Lou nagrywały snapy, ja na razie nie czułam się zbyt pewnie w ich towarzystwie, żeby sobie na to pozwolić.

Gdy zadzwonił telefon Sophie zorientowałam się, że jest już po dwudziestej pierwszej.

Przyjechał do nas Gregory, żeby zabrać nas na domówkę do jego znajomych. Sam, Harriet i Lottie postanowiły iść do podobno prestiżowego klubu o nazwie Cirque le Soir, natomiast Lou zabrała się z nami.

Taksówką dojechaliśmy na Notting Hill.

Znaleźliśmy się z jakimś dużym mieszkaniu, spowitym kłębami białego dymu.

Od razu pożałowałam decyzji o przyjeździe tutaj.

Soph również spojrzała na mnie i Lou niewyraźnie.

Z grzeczności siadłyśmy na chwilę z Louise w kuchni i gdy tylko Greg z Soph zniknęli, dałyśmy nogi.

Nigdy nie przeszkadzały mi takie imprezy i z opowieści Lou w taksówce, gdy zmierzałyśmy do Cirque le Soir, jej też nie. Jednak to nie był ten dzień i ten czas, żeby zjarać się jak świnie tylko wdychając otaczające nas powietrze.

Byłam już zbyt wstawiona, żeby pozwolić sobie na marihuanę.


Cirque le Soir okazało się miejscem bardzo specyficznym. Karły przebrane za sobowtórów gwiazd, akrobaci w kołach i szarfach pod sufitem, ludzie bawiący się z ogniem na barze.

Trochę mnie to przerażało, jednak Lou przeprowadziła mnie do drugiej sali wyglądającej jak typowy klub. Odetchnęłam z ulgą, a gdy zobaczyłyśmy Harriet i Lottie ruszyłyśmy na parkiet.

Chwilę później pojawiła się Samantha niosąc nam drinki.

Koło nas pojawił się chłopak, który zaczął tańczyć z Lottie. Lou powiedziała mi, że to jej chłopak. Okazało się, że zarezerwował lożę, więc drinka skończyłyśmy pić przy stoliku. Później poszłam po kamikadze dla wszystkich.

Stojąc przy barze usłyszałam za sobą chrząknięcie.

Odwróciłam się i zobaczyłam Lou, a potem na chwilę zamarłam.

– Cześć – usłyszałam.

Wzdrygnęłam się i wyciągnęłam przed siebie rękę, bąkając coś niezrozumiałego na powitanie przybysza.

Przede mną stał bez wątpienia najprzystojniejszy chłopak jakiego w życiu widziałam. Wysoki, dobrze zbudowany mimo tego, że był bardzo szczupły. Omiotłam go wzrokiem od dołu do góry. Zauważając po kolei jego znoszone czarne botki, czarne bardzo obcisłe jeansy z dziurami na kolanach, które opinały idealnie jego uda, luźną koszulę w ciapki – rozpoznałam w niej niedopiętą koszulę pochodzącą z kolekcji Nicka Grimshawa dla Topman, którą nosiłam wczoraj, tyle że w odwróconej kolorystyce – on miał na sobie białą w czarne cętki, spod której wystawały jego tatuaże. Kręcone włosy opierające się na ramionach, mocno zarysowana szczęka, pełne usta, które wykrzywiły się w uśmiechu ukazując dołeczki w policzkach i zielone oczy, przeszywające mnie teraz na wylot. Poczułam się onieśmielona jego wzrokiem. Był tego świadomy i sprawiało mu to przyjemność.

Kątem oka dostrzegłam jak Lou szturcha go ramieniem, więc uśmiechnął się jeszcze szerzej, przewracając oczami i tym samym zrywając nasz kontakt wzrokowy.

– Jestem Harry – przedstawił się, używając zbędnej kurtuazji.

*

Cześć,

Dzisiaj miałam cudowny dzień! Zwiedziłam kawałek V&A Museum, czyli mojego ulubionego muzeum. Potem z Sophie pojechałam do salonu Bleach London, gdzie odświeżyłam włosy i miałam przyjemność oglądać przy pracy pracujące tam dziewczyny. Było to wyjątkowe doświadczenie. Rzadko ma się okazję oglądać celowo wywołaną na włosach tęczę.

 Znów nie mam za dużo czasu na odpowiednio długi post, ale za chwilę biegnę na imprezę. Długo myślałam co można założyć idąc tu do klubu, ale ostateczną wersję wyglądu na dziś możecie jak zwykle ocenić w Outfitach.

Sophie mnie woła, uciekam! Paa :*



***
i jak? :)
Dodam jeszcze tylko, że zakładka Outfity, o której wspomina Ellie została również dodana w zrobionym przeze mnie pseudo "Menu" ;)

No i oczywiście życzę wszystkim wesołych, radosnych i spokojnych świąt!

Do kolejnej środy :)

1 komentarz:

  1. No nareszcie pojawił się Harry haha, jak zawsze robi piorunujące wrażenie na każdej kobiecie. Gdyby Lou zajmowała się moimi włosami i przy okazji gadała na luzie i na koniec zaprosiła na imprezę i polubiła by mnie to chyba bym z tego dnia żywa nie uszła hahah Nie obraziłabym się, gdybym miała okazję do poznania takie osoby jak te - to bym była najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ale rozdział cudoooowny! Również życzę Ci wesołych, ciepłych, radosnych i rodzinnych świąt.
    PS. Jak zawsze czekam na następny! xx

    OdpowiedzUsuń