Razem
z Sophie spędziłam miło pierwszą część dnia.
Zwiedziłyśmy
całe trzecie piętro V&A Museum, ponieważ na więcej nie miałyśmy czasu.
Zobaczyłyśmy
więc dział o nazwie Modern, w którym
poświęcono miejsce modernizmowi oraz internacjonalizmowi oraz projektowaniu po
1945 roku.
A także
dział o wdzięcznej nazwie Materials & Techniques, w którym najwięcej czasu
spędziłyśmy nad teatrem, na który składały się scenografie, makijaże i stroje.
Uwielbiałam
to miejsce z całego serca.
Koło
południa udałyśmy się na lunch do V&A Cafe, które również
znajdowało się na trzecim piętrze, a następnie pojechałyśmy metrem na Oxford
Street.
– Wyglądam
w miarę dobrze? – spytałam zanim weszłyśmy do salonu.
Miałam na
sobie jedną z kupionych wczoraj koszul oraz podarte rurki, do których dobrałam
skórzane botki na lekkim obcasie, jednak tym razem chodziło mi bardziej o stan
mojego makijażu. Dowiedziałam się więc, że moja czerwona szminka nie jest
rozmazana, nie „świecę się”, a podkład jest równomiernie nałożony – co znaczy,
że nie starłam go przy okazji pocierania czy drapania twarzy.
Otworzyłam
czarne drzwi i znalazłam się w nowoczesnym czarno-białym wnętrzu. Było prosto, ale i ekstrawagancko.
– Cześć
dziewczyny! – powiedziała wysoka mulatka. Miała zrobiony dość mocny makijaż,
kolczyk w nosie i idealnie proste, wściekło-różowe włosy.
– Witaj
Harriet. To jest Ellie – przedstawiła mnie Sophie.
– Bardzo
mi miło – powiedziałam podając kobiecie dłoń.
– Mi
również – odpowiedziała.
W tym
momencie do salonu z zaplecza wbiegła mała roześmiana dziewczynka. Myślę, że mogła mieć z
pięć lat.
Miała proste
blond włosy i błękitne oczy. Była ubrana w jeansy i różową koszulkę z Hello
Kitty.
Pobiegła w
kierunku kanapy stojącej tu dla oczekujących klientów.
– Lux,
chodź tutaj! – usłyszałam wołanie i zaraz za dziewczynką w pomieszczeniu
znalazła się kobieta w okolicach trzydziestki. Na jej twarzy widniał szeroki
uśmiech, a z kolei mi zrobiło się nagle bardzo gorąco. Miałam nadzieję, że nie
widać tego na mojej twarzy.
Kobieta
złapała dziewczynkę w pół i podniosła, a z ust małej wydobył się jednocześnie
pisk i śmiech.
Gdy nas
zobaczyły, podeszły.
– Cześć
So! To musi być Ellie! – powiedziała kobieta, której włosy miały bliźniaczy
kolor z moimi.
Zawstydzona
lekko się uśmiechnęłam.
– Jestem
Lou – przedstawiła się podając mi dłoń. Była bardzo pewna siebie.
– Ja
Ellie.
– Ellielellie!
– powiedziała roześmiana Lux, zakrywając usta rączkami.
Szeroko się
uśmiechnęłam.
– Ty
musisz być Lux.
Pokiwała
główką. Była urocza.
Lou
odstawiła ją na ziemię.
– Wygląda
na to, że dzisiaj twoje włosy są zdane na mnie – powiedziała białowłosa kobieta, łapiąc kosmyk,
żeby następnie obejrzeć je ze wszystkich stron.
– Czyli
robimy odrosty. Coś jeszcze? Osobiście trochę bym je podcięła, żeby je odżywić.
– Tak,
o tym El myślała – odezwała się nagle Sophie.
– No
to zaczynajmy – zaproponowała Lou wskazując mi fotel. Błyskawicznie
przygotowała wszystkie potrzebne akcesoria.
– To
nasz biały toner, czy z Manic Panic? – spytała, gdy pokrywała już rozjaśniaczem
moje ciemne odrosty.
– To
akurat Bleach.
– Czego
używasz do pielęgnacji? – zadała kolejne pytanie, wykonując swoje zadanie w
ekspresowym tempie. Byłam w szoku.
– Głównie
to Bumble&Bumble Invisible Oil
Shampoo i Invisible Oil Conditioner,
dwa razy w tygodniu fioletowy szampon i odżywkę z Bleacha, po wyschnięciu
włosów olejek arganowy na końcówki i do wystylizowania oraz żeby trochę je
podnieść Don’t Blow It też z Bumble&Bumble.
– A
miałaś farbowanie z Olaplex?
– Kiedyś,
ale tylko raz. Poza tym mam wyprostowane keratynowo włosy.
– Wiem,
widzę – powiedziała. – Jestem pod wrażeniem, bo są w naprawdę dobrym stanie,
jak na takie zabiegi.
– Dziękuję
– zawstydziłam się.
Lou była
ekspresowa i profesjonalna, a do tego potrafiła z tobą prowadzić rozmowę na
każdy temat.
Była
niesamowita i śledziłam każdy jej krok.
Gdy czekałam
na zmycie farby, na prośbę Lux siedziałam z nią przy stoliku i pomagałam
kolorować jakiś obrazek.
Louise suszyła mi włosy, a Lux ciągle mnie zagadywała. Było to bardzo urocze.
– Looooottieeeee!
– pisnęła mała i pobiegła w kierunku drzwi wejściowych, w których stanęła
dziewczyna, dla odmiany – w białych włosach.
– Lux
jest twoją straszną fanką – zaśmiała się Lou. – Coś wymyślę z tymi paznokciami.
Nie musisz tego robić.
– No
co ty?! To żaden problem. – Lux siedząc przedtem na moich kolanach przyglądała
się moim dłoniom i poprosiła o to, żebym pomalowała jej paznokcie.
Lou właśnie
skończyła. Miałam idealnie białe i idealnie gładkie, miękkie w dotyku włosy.
– Ile
jestem winna? – spytałam.
– No
coś ty?! Znajomi nie płacą – powiedziała z szerokim uśmiechem.
– A
jak mogę się w takim razie odwdzięczyć?
– Możesz
mi postawić drinka.
Gdy
malowałam paznokcie Lux podeszła do mnie Sophie mówiąc, że musi jechać z Lottie
do salonu na Baker Street i że zobaczymy się w domu.
To było dla
mnie coś nieprawdopodobnego. Przed sekundą moje włosy zrobiła Lou Teasdale,
która przez ostatnie lata była makijażystką i fryzjerką One Direction, w tej
chwili maluję paznokcie jej córce, a moja współlokatorka wyszła z jedną z
sióstr najstarszego z chłopaków w zespole.
– Ellielellie?
– spytała mnie Lux, gdy schła jej ostatnia warstwa lakieru.
– Tak,
słońce?
– A
mogę ci zrobić różowego warkoczyka?
– Oczywiście.
– Supertruper.
Mała miała
dar do słowotwórstwa.
Wyszłam z
salonu razem z Lou i z warkoczykiem od wewnętrznej strony włosów za uchem,
pomalowanym różową kredką
Siadłyśmy w
jakiejś włoskiej knajpie. Wystrój był staromodny i urokliwy. Na stołach
rozłożone były obrusy w białoczerwoną kratę, a na nich stały sadzonki różnych przypraw w ceglanych doniczkach. Na tym wybranym przez nas ustawiona została
bazylia.
– Masz
ochotę dzisiaj wyjść gdzieś wieczorem? – spytała mnie, gdy czekałyśmy na
jedzenie.
– Bardzo
chętnie – zgodziłam się bez wahania.
– Jest
dzisiaj kilka fajnych imprez. Skoro jesteś nowa, to powinnaś odkryć
najfajniejsze miejsca jak najszybciej. Zapytaj So, czy też nie chciałaby pójść,
bo im więcej tym lepiej.
– Dobra,
zaraz do niej napiszę.
– Przyjechałaś
tu na studia, prawda? – spytała podpierając się na łokciach.
W odpowiedzi
skinęłam głową.
– Fashion
Business, prawda? Dlaczego?
– Zawsze
interesowałam się modą, a doszłam do wniosku, że skoro już jednak weszłam w
biznesowy świat to łatwiej będzie studiować coś w tym stylu, bo i tak będę mieć
zajęcia związane z projektowaniem, historią mody i chyba nawet coś z zakresu
kosmetologii. Nie jestem pewna.
– Chciałabyś
rozwinąć kiedyś jakąś markę?
– Jak
już będę mieć odpowiednie doświadczenie. Chciałabym najpierw wiedzieć jak to
wygląda od podszewki.
– I
wyrobić sobie znajomości – spojrzałam na nią, żeby zaprzeczyć. – Nawet nic nie
mów. Sukces w tym biznesie zależy od twoich znajomości. Im bardziej prestiżowe
miasto i szkoła, tym większa szansa. Każdy to wie. Tutaj wejście w ten świat jest
banalnie łatwe, ale żeby wejść do tak zwanej pierwszej ligi i się w niej utrzymać, musisz pokazać, że masz coś w głowie.
Lekko
uśmiechnęłam się, zawstydzona jej słowami. Była bardzo bezpośrednia.
– Jakbym studiowała w Liverpoolu, albo nie wiem Newcastle i była nawet lepsza w tym co robię. Myślisz, że osiągnęłabym to wszystko co mam? Jasne, że nie. Zaczynasz od znajomości. To wszystko. Działaj mądrze, a za kilka lat będziesz miała wszystko o czym marzysz.
Na wyjście
założyłam podarte jeansy, prześwitującą bluzkę, przez którą idealnie było widać
delikatny koronkowy biustonosz. Na wierzch na wszelki wypadek zaopatrzyłam się
w skórzaną ramoneskę. Do tego wybrałam niskie czarne szpilki Valentino z
ćwiekami, różową torebkę Marca Jacobsa, złotą bransoletkę, okulary w złotej
ramce i kwiecistą jedwabną chustę.
Od zawsze
wychodziłam z założenia, że jeśli chodzi o dodatki to wolę kupić coś
klasycznego, na lata i dobrej jakości odejmując sobie od ust przez kilka
miesięcy niż kupować np. parę butów, które będą niewygodne, a do tego rozwalą
się po dwóch imprezach. To samo dotyczyło rzeczy mocno inspirowanych wytworami
cenionych projektantów. Nie mogłabym kupić podróbki lub mocnego zapożyczenia, którego ktoś się dopuścił. Miałabym z tym moralny problem.
Natomiast
jeśli chodzi o dzisiejszy makijaż, tym razem podkreśliłam oczy, a usta musnęłam tylko
bezbarwnym błyszczykiem.
Weszłam do
pokoju dziennego, w którym już czekała na mnie Sophie.
Widząc mnie
zagwizdała, a ja przewróciłam oczami.
Sama
wyglądała cudownie. Miała na sobie skórzane rurki, zwiewną bluzkę, którą moja
mama nazwałaby „dzidzia piernik” oraz płaskie botki, zapewne, żeby nie górować
nade mną wzrostem. W końcu była ode mnie prawie dwadzieścia centymetrów wyższa.
– Noe,
jesteś pewna, że nie chcesz iść? – spytała brunetki siedzącej przy laptopie na
kanapie.
– Jestem
pewna. Nie mój klimat. Może pójdę z Gregorem na domówkę. Jak dołączycie to się
spotkamy.
– No
dobra jak sobie chcesz – wzruszyła ramionami Soph, nakładając cienki burgundowy
płaszczyk.
– Rozluźnij
się – zaśmiała się, szturchając mnie łokciem, gdy wyszłyśmy z metra idąc do
baru, w którym czekała na nas Lou.
– Łatwo
mówić… – westchnęłam.
– Czemu?
– Moja
miłość do makijażu i alternatywnego fryzjerstwa zaczęła się przez nią.
– Serio?!
– zaskoczyłam ją.
– Tak.
Lou jest tak jakby moim guru, więc to wszystko… – wypuściłam z płuc powietrze
potrząsając głową.
– Nie
miałam pojęcia! – podniosła głos poekscytowana. – Powiedz mi jeszcze, że
poznałaś ją dzięki chłopakom z One Direction.
Spojrzałam
na nią krzywo.
– O
matko! – Zaczęła się śmiać.
– Miałam
w swoim życiu trudny etap, który pomogli mi przejść.
– Co
się stało? – spytała mnie.
Pokręciłam
głową. Nie chciałam o tym mówić i dziewczyna chyba to wyczuła, bo nie ciągnęła
więcej tematu.
Weszłyśmy do
baru Termini.
Wydawało
się, że miejsce jest nieco obskurne, ale był to celowy zabieg – szczególnie
oceniając po klienteli, która wyglądała jak oderwana od rzeczywistości.
Podeszłyśmy
do czterech kobiet. Razem z Lou były dwie, które już dzisiaj poznałam, czyli Harriet i Lottie, a jako czwartą
rozpoznałam siostrę bliźniaczkę Louise, czyli Sam.
Gdy
zostałyśmy sobie przedstawione zaczęłyśmy pić i narzuciłyśmy sobie szybkie
tempo. Bałam się tego, jak ten wieczór się zakończy. Miałam dość słabą głowę i
po trzeciej Pinacoladzie czułam już lekkie pulsowanie w głowie i zatrważający
brak oporów do tego co mi ślina na język przyniesie.
Lottie i Lou
nagrywały snapy, ja na razie nie czułam się zbyt pewnie w ich towarzystwie,
żeby sobie na to pozwolić.
Gdy
zadzwonił telefon Sophie zorientowałam się, że jest już po dwudziestej pierwszej.
Przyjechał
do nas Gregory, żeby zabrać nas na domówkę do jego znajomych. Sam, Harriet i
Lottie postanowiły iść do podobno prestiżowego klubu o nazwie Cirque le Soir,
natomiast Lou zabrała się z nami.
Taksówką
dojechaliśmy na Notting Hill.
Znaleźliśmy
się z jakimś dużym mieszkaniu, spowitym kłębami białego dymu.
Od razu
pożałowałam decyzji o przyjeździe tutaj.
Soph również
spojrzała na mnie i Lou niewyraźnie.
Z
grzeczności siadłyśmy na chwilę z Louise w kuchni i gdy tylko Greg z Soph
zniknęli, dałyśmy nogi.
Nigdy nie
przeszkadzały mi takie imprezy i z opowieści Lou w taksówce, gdy zmierzałyśmy
do Cirque le Soir, jej też nie. Jednak to nie był ten dzień i ten czas, żeby
zjarać się jak świnie tylko wdychając otaczające nas powietrze.
Byłam już
zbyt wstawiona, żeby pozwolić sobie na marihuanę.
Cirque le Soir okazało się miejscem bardzo specyficznym. Karły przebrane za sobowtórów gwiazd, akrobaci w kołach i
szarfach pod sufitem, ludzie bawiący się z ogniem na barze.
Trochę mnie
to przerażało, jednak Lou przeprowadziła mnie do drugiej sali wyglądającej jak
typowy klub. Odetchnęłam z ulgą, a gdy zobaczyłyśmy Harriet i Lottie ruszyłyśmy
na parkiet.
Chwilę
później pojawiła się Samantha niosąc nam drinki.
Koło nas
pojawił się chłopak, który zaczął tańczyć z Lottie. Lou powiedziała mi, że to
jej chłopak. Okazało się, że zarezerwował lożę, więc drinka skończyłyśmy pić
przy stoliku. Później poszłam po kamikadze dla wszystkich.
Stojąc przy
barze usłyszałam za sobą chrząknięcie.
Odwróciłam
się i zobaczyłam Lou, a potem na chwilę zamarłam.
– Cześć
– usłyszałam.
Wzdrygnęłam
się i wyciągnęłam przed siebie rękę, bąkając coś niezrozumiałego na powitanie
przybysza.
Przede mną
stał bez wątpienia najprzystojniejszy chłopak jakiego w życiu widziałam.
Wysoki, dobrze zbudowany mimo tego, że był bardzo szczupły. Omiotłam go
wzrokiem od dołu do góry. Zauważając po kolei jego znoszone czarne botki,
czarne bardzo obcisłe jeansy z dziurami na kolanach, które opinały idealnie
jego uda, luźną koszulę w ciapki – rozpoznałam w niej niedopiętą koszulę pochodzącą z kolekcji Nicka Grimshawa dla Topman, którą nosiłam wczoraj, tyle że w odwróconej kolorystyce – on miał na sobie białą w czarne cętki, spod której
wystawały jego tatuaże. Kręcone włosy opierające się na ramionach, mocno
zarysowana szczęka, pełne usta, które wykrzywiły się w uśmiechu ukazując
dołeczki w policzkach i zielone oczy, przeszywające mnie teraz na wylot.
Poczułam się onieśmielona jego wzrokiem. Był tego świadomy i sprawiało mu to
przyjemność.
Kątem oka
dostrzegłam jak Lou szturcha go ramieniem, więc uśmiechnął się jeszcze szerzej,
przewracając oczami i tym samym zrywając nasz kontakt wzrokowy.
– Jestem Harry – przedstawił się, używając zbędnej kurtuazji.
*
Cześć,
Dzisiaj miałam cudowny dzień!
Zwiedziłam kawałek V&A Museum, czyli mojego ulubionego muzeum. Potem
z Sophie pojechałam do salonu Bleach London, gdzie odświeżyłam włosy i
miałam przyjemność oglądać przy pracy pracujące tam dziewczyny. Było to
wyjątkowe doświadczenie. Rzadko ma się okazję oglądać celowo wywołaną na
włosach tęczę.
Znów nie mam za dużo czasu na odpowiednio
długi post, ale za chwilę biegnę na imprezę. Długo myślałam co można założyć
idąc tu do klubu, ale ostateczną wersję wyglądu na dziś możecie jak zwykle
ocenić w Outfitach.
Sophie mnie woła, uciekam! Paa :*
***
i jak? :)
Dodam jeszcze tylko, że zakładka Outfity, o której wspomina Ellie została również dodana w zrobionym przeze mnie pseudo "Menu" ;)
No i oczywiście życzę wszystkim wesołych, radosnych i spokojnych świąt!
Do kolejnej środy :)
No nareszcie pojawił się Harry haha, jak zawsze robi piorunujące wrażenie na każdej kobiecie. Gdyby Lou zajmowała się moimi włosami i przy okazji gadała na luzie i na koniec zaprosiła na imprezę i polubiła by mnie to chyba bym z tego dnia żywa nie uszła hahah Nie obraziłabym się, gdybym miała okazję do poznania takie osoby jak te - to bym była najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ale rozdział cudoooowny! Również życzę Ci wesołych, ciepłych, radosnych i rodzinnych świąt.
OdpowiedzUsuńPS. Jak zawsze czekam na następny! xx