środa, 30 grudnia 2015

4. Cocoon


– Ellie – odpowiedziałam słabym głosem.

– Pomyśleliśmy, że będziesz potrzebować pomocy, żeby przenieść czternaście kieliszków – wyjaśniła Lou.

Harry podszedł do baru stając bardzo blisko mnie i zapłacił za szoty.

Sam wziął dwanaście kieliszków. Nie wiem jak to zrobił, ale dla mnie i Lou zostały w sumie dwa.

Westchnęłam, Lou uśmiechnęła się biorąc dwa kieliszki, a Harry odwrócił się marszcząc brwi. Nie rozumiał o co mi chodzi.

Naturalna kolej rzeczy w grupie, że ktoś stawia szoty sobie nawzajem. Tym razem była moja kolej i nie dość, że zapłacił to jeszcze wszystko zabrał.

Postawił na stole i usadził się na w taki sposób, żeby siedział przy bocznej krawędzi stołu względem mnie widząc dokładnie moją twarz, ale na tyle blisko, żeby nasze kolana musiały się stykać.

Prowadził jakąś grę, której nie potrafiłam zrozumieć.

– Jak długo tu mieszkasz, Ellie? – spytał.

– Przyjechałam dwa dni temu – odpowiedziałam najprościej jak się dało.

– To wyjaśnia dlaczego jeszcze nie zdążyłem cię poznać. Skąd jesteś?

– Z Polski.

– Przyjechałaś tu pracować? – To było z jego strony niegrzeczne. Ocenianie mnie przez stereotypy.

– Studiować – sprostowałam lekko zirytowana. Lou przygryzała wargę powstrzymując się od śmiechu.

Cwaniara siadła obok niego i widziała dokładnie zarówno jego jak i mnie.

– Gdzie?

– London College of Fashion.

– No tak… – trochę go to rozbawiło. Dotknął swoich ust, żeby to ukryć.

– Skończyła pierwszy stopień studiów na kierunku finanse i rachunkowość. – Lou w końcu postanowiła trochę mnie ratować przed jego nieuzasadnionymi domysłami na mój temat.

– Serio? – zmarszczył brwi. Zainteresowało go to. – W Polsce?

– Tak. To przesłuchanie?

– Nie. Przepraszam. Czemu z tego zrezygnowałaś?

– Bo chcę iść w kierunku, który mnie bardziej interesuje.

– Bogaci rodzice – zaczął znów zgadywać.

– Nie narzekam, dziękuję. Ale myślę, że to raczej kwestia pracy licencjackiej dzięki której dali mi stypendium z uczelni.

– Doprawdy? A o czym pisałaś? O ubraniach, sztuce?

– Przeprowadziłam analizę fundamentalną LVMH i wyjaśniłam dlaczego odnoszą sukces.

– W jakim kontekście? – Już się ze mnie nie naigrywał. Był ciekaw co mu powiem.

– LVMH wchłonęło wiele różnych marek ekskluzywnych. Moda, alkohole, kosmetyki i pną się w górę, podczas gdy marki, które decydują się walczyć na giełdzie w pojedynkę nie odnoszą takich sukcesów. LVMH obracają dużo większą kasę i w razie potrzeby są w stanie dofinansować gałąź firmy, która gorzej sobie radzi wyrównując straty, podczas gdy w przypadku firm jak np. Burberry – gdy coś rąbnie już się nie uratują. To tak w dużym skrócie.

– Pijemy! – krzyknęła Lottie, odrywając jego uwagę ode mnie – ku mojemu zadowoleniu.

Wzięłam w dłoń mały kieliszek z niebieskim płynem.

Wypiłam wszystko na raz.

– Jak było w Nowym Jorku? – spytała Harry’ego Sam, która siedziała po mojej drugiej stronie.

– Bardzo dobrze. Jak zawsze. Dawno nie widziałem się z wszystkimi Azoffami. Graliśmy w golfa, trochę czasu spędziłem z Jeffem.

– Dużo modelek jak zawsze? – spytała go krzywo się uśmiechając.

– Nie. Niekoniecznie – odpowiedział. Teraz to on się zawstydził. Czyli jednak nie był taki twardy. Ale w takim wydaniu wyglądał jeszcze bardziej uroczo. Chyba gapiłam się w jego dołeczki zbyt intensywnie, ponieważ gdy się zreflektowałam patrzył na mnie trochę zaintrygowany, a Lou robiła co mogła, żeby się nie śmiać.

– Druga kolejka – zaproponowała.

Zgodziłam się skinieniem głowy.

Ale zanim chwyciłam kieliszek ona już przełykała i poszła tańczyć razem z Lottie, jej chłopakiem, który nawet nie podał mi swojego imienia.

Sam i Harriet postanowiły dołączyć do samotnej Lou.

Chciałam wstać razem z nimi, ale powstrzymała mnie dłoń Harry’ego mojej dłoni.

Sam poruszyła brwiami i zniknęła.

– Przepraszam – powiedział.

– Słucham? – Zmarszczyłam brwi.

– Za to, że cię oceniłem. Wiesz… Przyjeżdża tu dużo dziewczyn, które są dobrze ubrane, mają kasę, udają klasę i chcą światowego życia za nic.

– Nie chcę światowego życia.

– Nie powiesz mi chyba, że przyjechałaś tu, żeby robić wolontaryjnie.

– Oczywiście, że nie. Pieniądze są w pewnym sensie istotne, ale wolałabym sama zapracować niż dostać wszystko na tacy.

– Dlatego cię przepraszam – powiedział krzywo się uśmiechając. – Zatańczymy?

Wypiłam w końcu drugie kamikadze.

– Nie pójdę z tobą do łóżka.

– Mam to traktować jako wyzwanie? – spytał.

– Nie. Jako wyłożenie karty.

– No dobra. Możemy zrobić to gdzieś indziej – zaśmiał się ciągnąc mnie w stronę reszty.

Był uroczy i zabawny. Trochę niezdarny, ale jednak dobrze skoordynowany.

Trzymał się blisko mnie, ale nie za blisko. Po dwóch piosenkach podeszliśmy do baru i zamówiliśmy kolejne kamikadze, które były pyszne, choć zdradliwe.

Już dawno tak dobrze się nie bawiłam. Owinął mnie swoimi ramionami.

Robiłam co mogłam, żeby nie poddać mu się całkiem, a on równie mocno starał się, żeby złamać mój opór.

– Muszę na chwilę wyjść – powiedziałam podczas jednej z piosenek.

Pokiwał głową i pociągnął mnie w stronę jakichś zakamarków.

– Gdzie idziemy? – spytałam.

– Na zewnątrz – wyjaśnił, gdy przechodziliśmy przez kuchnię.

– Coś się stało? – spytał stojąc ze mną już na dworze, przy jakimś śmietniku. Uliczka była ciemna i wąska.

Oparłam się o ceglaną ścianę.

– Nie. Po prostu muszę złapać trochę powietrza.

– Będziesz wymiotować?

– Nie – lekko się uśmiechnęłam. – Ale dawno nie byłam tak pijana i naprawdę Harry… – przygryzłam wargę szukając odpowiednich słów – To zły pomysł.

– Pijana do nieprzytomności dziewczyna to żadna zabawa – zaśmiał się.

– Harry!

– Wiem. Rozumiem – odpowiedział, ale wyglądał jakby nie spodziewał się tego co właśnie mu przekazałam.

 

Szłam z Lou na nogach. Z klubu miałyśmy jakieś dwadzieścia minut spaceru, bo mieszkałyśmy stosunkowo blisko siebie i potrzebowałyśmy powietrza.

– Coś się między wami wydarzyło? – spytała mnie w pewnym momencie.

– Między kim?

– Tobą a Harrym.

– Ach! O to ci chodzi. Nie. Nic.

– Gdy wróciliście byliście strasznie spięci.

– Naprawdę nic. Zupełnie.

– Cały wieczór próbował. Jestem pod wrażeniem. Szczególnie, że bardzo schlebiała ci jego uwaga.

– To było bardzo przyjemn…

– Nie! – przerwała mi. Nie  ma, że przyjemne. Chciałaś tego. Twoje ciało mówiło tak, twoje usta nie. Dlaczego?

– Bo tak.

– Ellie!

Stanęłam odwracając się do niej.

– Dobra! Uwielbiam go, okej? – poddałam się. – Od zawsze. Jego energia, którą czuć nawet na głupich zdjęciach i na koncertach, gdy stoisz kilka do kilkadziesiąt metrów od niego. Nieważne jak daleko jest daje siłę i poprawia humor. Gdyby nie on, nie wiem czy bym wciąż żyła.

– O czym ty mówisz?! – Lou nie wiedziała o co chodzi, a ja brzmiałam jakbym bredziła.

– Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale byłam bardzo chora. – Na chwilę się zawahałam, ale widząc jej wyczekiwanie kontynuowałam – Nowotwór jajnika. Wykryty na tyle wcześnie, że wszystko jest już dobrze.

– O matko!

– Przepraszam… Gdybym była trzeźwa pewnie bym ci tego nie powiedziała. Musisz teraz myśleć, że mam coś z mózgiem.

– Chodź, siądziemy – zaproponowała obejmując mnie ramieniem i ciągnąc w kierunku ławki na skwerze.

– Przepraszam… - powtórzyłam, gdy siadłyśmy.

– Nie przepraszaj. Więc mówisz, że dał ci siłę, tak?

– Chciałam walczyć. Byli dla mnie oderwaniem od rzeczywistości. Guz był bardzo szybko wykryty, więc po mało inwazyjnej w moim przypadku operacji i chemioterapii było już dobrze, ale potrzebowałam dwóch lat, żeby wrócić w pełni do życia. Lekarze mówią, że rzadko zdarza się organizm w takim stanie tak mocno chciał wyzdrowieć i się nie poddawał.

Lou mocno mnie przytuliła.

– Możesz zachować to dla siebie? Raczej nikomu o tym nie mówię.

– Jasne – potwierdziła dotykając mojego uda. Wiedziałam, że mogę jej ufać.

– Muszę powstrzymać się od picia, bo jak mam takie głupoty każdemu wygadywać to będzie ze mną źle.

– Ja nic nikomu nie powiem. Ale ciągle nie rozumiem dlaczego tak bardzo się mu opierałaś.

– Bo to niesamowite, że mogłam cię poznać i ty technicznie rzecz biorąc mnie z nim poznałaś i nie chciałam, żeby wyszło wiesz…

– Zrobiłaś to ze względu na mnie?

– No i chodzenie do łóżka pierwszego poznanego w klubie faceta nie jest zbyt dobrą praktyką. Nieważne kim jest.

– Jesteś niesamowita.

– Na razie nieco rozhisteryzowana przez to co dzisiaj się działo, bo to było dość dużo i przez alkohol, ale powoli wszystko ze mnie schodzi, więc jeszcze trochę i będzie okej.

– Harry jest bardzo dobrym chłopakiem, tylko trochę pogubionym. Nie wie czego chce i nie robi tego specjalnie, ale często wykorzystuje dziewczyny. Wiesz jak to wygląda. Czaruje, zaprasza i dla niego to jeden raz, ona jest już zakochana. Uważaj na niego. Bo on nie szuka dziewczyny.

 

 

***

 

Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek była prawie 13. Byłam dziwnie wypoczęta, a butelka z wodą, którą wypiłam wczoraj przed snem zadziałała zbawczo na kaca, którego nie czułam.

Przypomniałam sobie wydarzenia z wczorajszej nocy i przeszedł mnie dreszcz, gdy przypomniałam sobie dotyk Harry’ego. Tylko tańczyliśmy a śmiało mogę powiedzieć, że nikt wcześniej nie dotykał mnie w tak intymny sposób. Wszystko w nim było intensywne i upajające. Sama jego obecność sprawiała, że czułam coś dziwnego. Najprawdopodobniej dlatego, że był kimś kogo przez wiele lat ceniłam.

Owinęłam się ramionami i szeroko się uśmiechnęłam, a w następnym momencie przypomniałam sobie co wczoraj powiedziałam Louise.

Musiała myśleć, że jestem co najmniej dziwna.

Napisałam jej więc szybko smsa z ponownymi przeprosinami.

Twoje sekrety są u mnie bezpieczne :* Ty też nie chwal się tym co ode mnie usłyszałaś. Do szybkiego zobaczenia, jesteśmy w kontakcie!


*


Wczorajsza impreza była powalająca. Dosłownie i w przenośni.

Poznałam kilka fajnych miejsc. Bar Termini – wygląda nieco przerażająco, ale jedzenie i drinki mają najlepsze pod słońcem. Potem poszliśmy do klubu Cirque le Soir. Miejsce dobre raz na jakiś czas, gdy pragniesz odmiany. Cyrkowcy i akrobaci w pomieszczeniu, trochę przypomina to horror, ale ma klimat. Jest również „normalna sala”, która nie różni się od innych klubów. Ceny za wejście i drinki są z kolei aż nadto wygórowane, co sprawia, że można przejść się tam raz – bardzo ciekawe doświadczenie, ale takich wrażeń starczy mi na bardzo długo.

Mam nadzieję, że u was wszystko w porządku.

W poście zamieszczam mojego dzisiejszego wybawcę, który razem z butelką wody uratował mnie przed kacem.

Pozdrawiam xxx


 




***

Mam nadzieję, że się podobało, byłabym wdzięczna za wszelkie opinie.
Szczęśliwego Nowego Roku i do napisania w przyszłym tygodniu!

3 komentarze:

  1. Pierwsze spotkanie ich było dość dziwne - sama trochę się poczułam, że on ją oceniał od razu z góry. Ale rozumiem go pewnie nie jedna dziewczyna próbowała się zakolegować z Louise czy kimś innym, żeby wejść w ten świat nic nie robiąc. Ale później kiedy ją poznał to widać, że trochę mu było głupio i chciał to naprawić więc + dla niego. Jestem dumna z Ellie, że nie dała się jemu urokowi i nie wylądowali w łóżku bo trochę mu na tym zależało, ale Lou wszystko wyjaśniła i trochę inaczej będę patrzeć na Harrego w tym opowiadaniu. Strasznie współczuję Eliie, że miała tego nowotwora i strasznie ją podziwiam, że nie załamała się i wyszła z tego i mam nadzieję, że nie będzie miała nawrotu tej choroby. Ten rozdział strasznie mimo wszystko naświetlił jak na razie, ale pewnie i tak będę miała wiele pytań z czasem, no cóż jak zawsze czekam na następny i tylko chcę dodać: Udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku xxxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Polubiłam tego bloga :) na pewno zostanę tu dłużej. Choć nie jesten fanką One Direction to ten blog całkiem mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! Masz polot, fajne poczucie humoru i widać inteligencje. Plus za dopisy od Ellie ;)

    OdpowiedzUsuń