środa, 2 marca 2016

12. UGH!



Piątek, piąteczek, piątunio.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się zdecydowanie dobrze. Na dworze ciepło i słonecznie, a na termometrach powyżej dwudziestu pięciu stopni.

Założyłam więc podarte rurki i koszulkę Guns n’ Roses z dużymi otworami na ręce, przez które widać było mój fioletowy gładki stanik. Dla wygody wsunęłam na nogi białe Superstary, a całość mojego nieco punkowego wyglądu „uszlachetniłam” dużymi kolczykami w kształcie kwiatów i małą czarną torebką Balenciagi, którą dostałam na fashion weeku. Włosy związałam w niechlujnego koka, a usta pomalowałam burgundową szminką.

Zajęcia na uczelni się skończyły i z wielką przyjemnością wyszłam na dwór. Ostatnie kilka dni było dość chłodno i obawiałam się, że to ostatnie podrygi lata.

 

– Haloooo? – Przeciągnęłam ostatnią literę odbierając telefon.

– Cześć, tu Louis.

– Cześć! – odpowiedziałam, po czym zaciągnęłam się papierosem. – Co u ciebie?

– Dobrze. A u ciebie?

– Też, dziękuję – odpowiedziałam śpiewnie.

– Humor dopisuje? – spytał.

– Jak najbardziej.

– Miałabyś może w takim razie ochotę na piwo?

– Jasne. Gdzie i o której?

– Myślałem, że może chciałabyś wpaść do mnie, bo nie chcę przegiąć.

– To może Harry do ciebie w takim razie podjedzie.

– Harry poleciał wczoraj do Nowego Jorku i pewnie zabawia się teraz z jakąś modelką. Wbijaj do mnie, bo jutro rano Bri przywozi do mnie Freddie’ego i nie chcę popłynąć gdzieś na mieście.

– Em… – wahałam się, szczególnie po tym co powiedział o Harrym. Nagle cały mój pozytywny nastrój się ulotnił i wcale mi się to nie podobało.

– No proszę… Będę sam jak nie przyjedziesz, a potrzebuję kogoś, żeby pogadać.

– Eh! No dobra! Przyjadę – uległam.

 

***

 

Wypiliśmy już pół butelki whiskey i wypaliliśmy paczkę szlugów na tarasie.

Rozmawialiśmy jakbyśmy znali się od wielu lat. Był bardzo przyjazny i otwarty, ale również cięty i właśnie to bardzo mi się podobało.

Miał bardzo podobne poczucie humoru do mojego i czułam ulgę wiedząc, że chociaż on śmieje się z moich suchych żartów.

– Co łączy cię z Harrym? – spytał nagle, gdy zaplatałam mu na warkocza przy skórze głowy.

– Przyjaźnimy się – odpowiedziałam bez zawahania.

– Nie daj mu się owinąć wokół palca – ostrzegł.

– O czym mówisz?! – Zmarszczyłam brwi.

Złapał mnie za ręce, psując całą moją dotychczasową pracę.

– Lou! – upomniałam.

Pociągnął mnie koło siebie, sadzając na kocu.

– Ja wiem jaki on jest, okej? Uroczy, słodki, kochany i dobrze wychowany, ale on to wykorzystuje do własnych celów.

– Lou…

– Nie przerywaj – poprosił. – Widziałem wiele dziewczyn wokół których się kręcił i zawsze kończyło się to źle.

– Nie jestem jak każda z tych dziewczyn i nie łączy mnie z nim to, co z każdą z tych dziewczyn.

– Tego nie wiesz. A to że tak mówisz świadczy o tym, że chyba jednak jesteś.

– Czemu mi to mówisz? Jest twoim najlepszym przyjacielem.

– Bo cię lubię i nie chcę, żeby cię zranił.

– Dziękuję za troskę – odpowiedziałam z uśmiechem, udając lekkie rozbawienie. Wiedziałam, że ma racje i wie co się dzieje, ale nie mogłam przed nim tego przyznać.

– Nie zakochaj się w nim, proszę. – Dotknął mojego policzka.

Uśmiechnęłam się i pokiwałam nieznacznie głową.

– A teraz rób mi włosy, służko.

– Spadaj, Lou – powiedziałam.

W tym samym momencie położył się na ziemi.

– Niżej nie mogę – skomentował, wywołując mój szczery śmiech.

Podniósł się do siadu i sięgnął po paczkę Marlboro Goldów. Poczęstował mnie i odpalił.

Gdy go wypaliliśmy przenieśliśmy się do salonu urządzonego z przepychem i starym stylu, ponieważ zaczęło się ściemniać.

– Chyba powinnam już pójść… – powiedziałam, bardzo nie chcąc jednak wychodzić.

– Nie! Upiłem cię, więc nie możesz wrócić sama. Wrócisz jutro.

– A co z Brianą, bo ma jutro przyjechać, tak?

– A co ona ma do powiedzenia?!

– Nie dogadujecie się? – zaczęłam zgadywać.

– Nie, to nie tak. – Zaczął skubać skórkę przy paznokciu, za co pacnęłam go w dłoń, żeby przestał.

Krzywo się uśmiechnął, jakbym mu coś przypomniała tym drobnym gestem.

– Więc jak? – spytałam.

– Wydaje mi się, że dogadujemy się całkiem dobrze. Ona zaczęła się spotykać z facetem, który jest całkiem ok, dostaje ode mnie pieniądze, nie może narzekać i nie ma prawa mówić mi z kim mogę przebywać.

Louis włączył Play Station 4 siadając na kremowej kanapie.

– Chcesz ze mną pograć w Fifę? – spytał.

– Może być – zgodziłam się.

Na chwilę się podniósł i zniknął w kuchni, żeby wrócić z paczką czipsów i dwoma piwami.

– Zamówię nam jeszcze pizzę.

– Lou, ale ja nie mogę jeść takich rzeczy.

– Nie pierdol, tylko jedz. Każę ci.

– Jak się złamię to nic mnie nie powstrzyma, przytyję i…

– Przynajmniej wiatr cię nie zdmuchnie. Dlaczego tak dużo uwagi przykładasz do wyglądu?

– Bo żeby dojść do tego – wskazałam moje ciało – walczyłam bardzo długo.

– Jak raz zjesz coś niezdrowego to nic ci się nie stanie. Do najbliższego sklepu, który będzie jeszcze otwarty masz dwa kilometry, a u mnie zieleniny nie ma.

– Lou!

– Zrób mi tego warkocza, którego obiecałaś, a ja zadzwonię po jedzenie.

Wydałam z siebie poirytowany jęk i wywołałam jego śmiech.

Klęknęłam przy nim i znów zaczęłam bawić się jego włosami. Widziałam, że sprawia mu to przyjemność, ale udawałam, że nie jestem tego świadoma, żeby nie wprowadzać go w zakłopotanie.

Gdy podpięłam jego włosy do końca, zrobiłam zdjęcie i wysłałam Louise przez Snapchata, żeby się pochwalić. W końcu to ona nauczyła mnie tego w zeszłym tygodniu.

 

Lou zaprowadził mnie do sypialni gościnnej. Sypialnia była dość przestronna i w przeciwieństwie do salonu, urządzona bardzo minimalistycznie. Proste białe łóżko, z białą pościelą i stojące na czarnym puchatym dywanie, duża biała szafa z lustrami stojąca przy drzwiach prowadzących do łazienki oraz komoda do kompletu stojąca pod oknem.

Chłopak wręczył mi za dużą koszulkę i parę luźnych bokserek i wskazał drzwi łazienki.

Gdy wyszłam siedział na łóżku ubrany bliźniaczo do mnie. Za duża koszulka i luźne bokserki.

Lou postanowił, że będzie siedział ze mną dopóki nie zasnę, a gdy się obudziłam jego już nie było. Założyłam, że śpi u siebie.

Poszłam więc do toalety za potrzebą i do kuchni, żeby zrobić sobie herbatę.

Ku mojemu zaskoczeniu przywitał mnie w kuchni. Na bokserki wciągnął szare dresy Adidasa. Wyglądał jakby miał gdzieś iść.

Na głowie wciąż miał warkocza, choć teraz już mocno potarganego od poduszki.

– Jak się spało? – spytał.

– Dobrze. A tobie?

– Krótko – odpowiedział.

– Zrobić ci herbatę?

– Bardzo chętnie. Zaraz pojadę po coś do jedzenia – zarządził, a w odpowiedzi zaburczało mi w brzuchu.

Zadzwonił dzwonek do drzwi.

Spojrzałam przerażona na Louisa.

– Bri – wyjaśnił.

Poszedł otworzyć.

– Freddie! – powiedział radośnie. – Kto tak urósł? Chodź na rączki do taty! – Po jego głosie mogłam poznać, że był bardzo podekscytowany.

Chwilę później w kuchni stanęła wysoka blondynka, mierząc mnie uważnie wzrokiem.

– Gdzie Danielle? – spytała Lou, który wszedł z maluchem na rękach. Czułam zawahanie chłopaka. Musiałam go potem dopytać.

– To Ellie. Poznajcie się.

Było to dla mnie niebywale niezręczne, ale podałam sobie rękę z kobietą. Była bardzo ładna, do tego miała idealną figurę.

– Nie sypiamy ze sobą – wtrącił Louis, widząc jej wzrok.

– Nie interesuje mnie to – wyjaśniła.

– Ellie raczej podoba się Harry – dodał, za co rzuciłam mu mordercze spojrzenie.

– No to w takim razie współczuję – odpowiedziała Briana, tym razem jednak lekko uśmiechnięta.

– Herbaty? – zapytałam.

– Byłoby bardzo miło, tylko bez mleka jeśli mogę prosić. – Nie rozumiem tego zwyczaju.

– U nas bardzo rzadko pije się herbatę z mlekiem – przyznałam, zabierając się do pracy.

– Serio? A skąd jesteś?

– Z Polski.

– Byłam tam kiedyś z rodziną na wakacjach. Bardzo ładne miejsce.

Uśmiechnęłam się do niej. Nie była taka zła, jak wiele osób próbuje ją określać.

Zrobiłam jej taką jak sobie, czyli z syropem malinowym, natomiast Lou dostał z mlekiem. Briana pomogła chłopakowi w między czasie rozebrać syna. Był totalnie uroczym malcem.

Szeroko się uśmiechnęłam, gdy Louis podszedł, żeby mnie kurtuazyjnie przywitać z Freddie’em.

– To ciocia Ellie – poinformował małego, podając mi jego malutką rączkę.

– Musimy ustalić kilka rzeczy – powiedziała do chłopaka Briana.

– Mogę iść sama, albo z Freddie’em gdzieś, żeby wam nie przeszkadzać.

– Nonsens! – odpowiedziała Briana. – To tylko kwestie techniczne – zaśmiała się.

 

Lou zamknął drzwi wejściowe. Stałam z Freddie’em na rękach.

Złapałam z nim kontakt wzrokowy i zobaczyłam uśmiech.

– Co jest? – spytałam.

– Nic – odpowiedział kręcąc głową, wyraźnie czymś rozbawiony.

– No dawaj! – zachęciłam.

– Po prostu… Bri jeszcze nikogo nie polubiła, a z tobą pożegnała się buziakiem.

Podszedł do mnie i zaczął głaskać Freddie’ego po włosach.

– O co chodziło z Danielle?

– Rozstaliśmy się przez Freddie’ego kilka miesięcy temu. Chciała dopiec mi i sprawić, że poczujesz się niekomfortowo.

– Przez Freddie’ego?

– Była zła, że poświęcam mu tyle czasu.

Podniosłam brwi będąc w szoku.

– No właśnie. Będziesz miała coś przeciwko, jeśli zostawię cię z nim na kilka sekund?

– Nie, pod warunkiem, że pójdziesz po jedzenie – zażartowałam.

– Robi się!

 

Wrócił pół godziny później z pudełkiem na wynos. Spodziewałam się śniadania z McDonald’s, albo czegoś tego typu, jednak opakowanie nie wskazywało.

Szeroko się uśmiechnął, gdy podeszłam.

– O co chodzi?

– Z racji tego, że tak dobrze dogadałaś się z Bri, Freddie lubi ciebie, a ty jego, postanowiłem kupić coś specjalnie dla ciebie.

– Zamieniam się w takim razie w słuch.

– Nie masz słuchać, tylko patrzeć.

Wyciągnął chrupkie pieczywo z szafki, następnie z torby słoiczek z guacamole i wie połówki ananasa, wydrążone w środku, jedna z kawałkami mango i brzoskwini, druga z kawałkami truskawek i kiwi.

– Wyglądały fajnie, więc stwierdziłem, że ci się spodoba. – Wzruszył ramionami, a ja cicho pisnęłam i przytuliłam.

– To za to, że wczoraj zmusiłem cię do pizzy.


 ***

Wczorajszy dzień był bardzo pogodny, spędziłam super czas ze znajomym. Poznaliśmy się niedawno, a mam wrażenie jakbyśmy znali się od zawsze.

Wczoraj jedliśmy pizzę, której jak dobrze wiecie, nie powinnam jeść, więc w rewanżu zrobił mi śniadaniową niespodziankę. Przyznajcie, wygląda super! J

Coś czuję, że kolejna pizza będzie wkrótce. Tak bardzo mi jej brakowało…

Zachęcam do obejrzenia ostatnich „outfitów”.


Życzę wam wszystkim miłego dnia i dużo miłości!




5 komentarzy:

  1. hej , mam pytanie,bo wiem z poprzedniego bloga że szlaś na koncert the nbhd i mam pytanie w jakim miescie byłaś? bo ja własnie wrócilam z koncertu w Poznaniu i chetnie z kims sie podziele przemysleniami :) gdzie mozna sie z Toba bardziej skontaktowac ?
    ps. kocham twoje opowiadania , poprzednie przeczytałam całe i czekam na kontynuacje tego <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój twitter: @onlyviolist
      Zapraszam :)
      Bardzo chętnie podzielę się z kimś wrażeniami!

      Usuń
  2. Jak zawsze boski rozdział, już lubię Lou w tym FF bo w poprzednim byłam zła, że był tak źle nastawiony do głównej bohaterki, a tutaj się lubią i to bardzo więc jestem Ci bardzo wdzięczna i bardzo się z tego cieszę oraz również z tego, że postawiłaś Briane w dobry świetle jako osobę normalną, a nie jakąś sukę czy kogoś takiego, no co więcej pisać jak zawsze czekam na kolejne rozdziały!! Dużo weny xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Twoje opowiadanie! I choć 1d nie są moimi idolami to bardzo miło mi się czyta :)
    Ja też byłam na koncercie. Troszkę czuję rozczarowanie, moim zdaniem powinni mieć lepszy kontakt z publicznością, ale to tylko moje zdanie..

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyczowam trojkącik moja droga :p ładnie, ładnie

    OdpowiedzUsuń